Skocz do zawartości

Tester

Moderator
  • Liczba zawartości

    5,431
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    104

Zawartość dodana przez Tester

  1. Purple Russian Express to odmiana powstała z połączenia 3 różnych odmian w tym tajemniczej hybrydy. Roślina o bardzo zwartej strukturze i pięknym fioletowym odcieniu, doskonale uzupełniona obfitością śnieżnobiałych trichomów na gęstych pąkach. Przy odpowiedniej pielęgnacji będzie ozdobą każdego grow-roomu. Kolekcjonerzy będą mile zaskoczeni ilością plonów i niepowtarzalnym smakiem. Potężny efekt natychmiast odczuwany jest przez umysł i ciało. Purple Russian Express jest idealny do łagodzenia bólu i stresu, może pomóc w walce z bezsennością, utratą apetytu i skurczami mięśni. Jest to idealne połączenie koloru, smaku i zawartości THC.
  2. Baby Boom Auto CBD od Kannabia Seed to skrzyżowanie Baby Boom Auto z Najlepszym szczepem CBD. Dziedzicznością Northern Light x Blueberry zapewnia psychoaktywny i mentalny efekt dlatego też spożywać można go przez cały dzień. Roślina wywołuje efekty bardzo mentalne, dzięki czemu można zarządzać procesami zapalnymi, bólami kostno-stawowymi, bezsennością, chorobami zapalnymi jelit, itp.
  3. Super Silver Haze CBD Feminised Seeds hodowcy konopi Greenhouse Seed Co., stanowi następującą odmianę marihuany: Fotoperiod Feminizowane. Odmiana Głównie Sativa zapewnia zbiory wynoszące Duże 500 gr/m2 indoors; 1000 gr. per plant outdoors. Nasiona Feminizowane przyjmują się dobrze w następujących warunkach: Szklarnia, Indoor, Outdoor. Ta odmiana ma następujące cechy genetyczne: Skunk x Northern Lights x Haze x CBD Strain. Posiada zawartość THC wynoszącą Średnio (10-15%). Zawartość CBD dla tej odmiany wynosi (5% +). Odmiany tej można użyć w celu leczenia szeregu schorzeń, wśród których jest Nerwica, Stany zapalne, Ból. Użytkownik może skorzystać z takich właściwości jak Mild, uplifting medicinal strain.
  4. White Widow Autoflowering CBD firmy Dinafem Seeds to feminizowane, automatycznie kwitnące nasiona marihuany o wysokiej zawartości CBD, które powstały w wyniku połączenia White Widow XXL Auto i CBD Auto. Jest szybką i umiarkowaną wersją White Widow, jednej z najlepiej sprzedających się w latach 90., która do dzisiaj jest jednym z najpopularniejszych szczepów w branży konopi indyjskich. Ta szybko rozwijająca się wersja jest prawie identyczna z legendarnym szczepem pod względem plonu i smaku. Jeśli chodzi o efekt, jest jednak o wiele łagodniejsza. Odmiana przeradza się w gęste i mocne rośliny marihuany o grubych liściach i zwartych pąkach. Zgodnie z oczekiwaniami, White Widow jest nadal obecna w swoim DNA, wykazując niesamowitą produkcję żywicy znacznie przewyższającą plony oferowane przez inne szczepy konopi, pod względem ilości i jakości. Słodko-gorzki smak White Widow Autoflowering CBD, z nutą kwiatów i cytrusów, jest naprawdę przyjemny dla tych, którzy chcą wykorzystać ją terapeutycznie. Ze względu na wysoką zawartość CBD zapewnia umiarkowany efekt, który zachęca do relaksu.
  5. CBD Skunk Haze pochodzi ze współpracy Dutch Passion z CBD Crew. Celem było osiągnięcie idealnej zawartości 1:1 THC:CBD. Do użytku medycznego lepszy jest niski poziom THC, zwłaszcza dla pacjentów, którzy szukają relaksu i naturalnego efektu konopi, bez intensywności oferowanej przez niektóre odmiany o wysokiej zawartości THC. Użytkownicy rekreacyjni docenią wysoki poziom CBD za bardzo komfortowy i łagodny haj, bez stanów niepokoju czy paranoi. CBD Skunk Haze zawiera 5% THC i 5% CBD. W celu uzyskania tej odmiany, skrzyżowaliśmy nasz Haze/Skunk (zwycięzca edycji 1992 High Times Cannabis Cup) z odmianą o wysokiej zawartości CBD. CBD Skunk Haze daje wysokie i rozłożyste rośliny. Ta krzyżówka Sativy/Indica (50/50) produkuje duże buds, które nie są zbyt gęste. Aromat i smak to pikantne drzewo cedrowe z nutami cytrusowymi, sosnowymi i miętowymi. CBD Skunk Haze dobrze uprawia się Indoors i w szklarniach. Okres kwitnienia trwa około 10 tygodni, a zbiory mogą dojść do 450 gram/m2, w idealnych warunkach.
  6. Olej konopny: właściwości i zastosowanie Olej konopny z nasion konopi siewnej otrzymuje się w procesie tłoczenia, olej konopny nie pochodzi z konopi indyjskich (mających właściwości narkotyczne), lecz z ich siostrzanej odmiany, konopi siewnych (Cannabic sativa L). Najcenniejszy jest ten tłoczony na zimno (w temperaturze do 40 st C) i nie rafinowany. Ma żółto-zielony kolor. Jego nazwa wg INCI to Cannabis sativa (Hemp) Seed Oil. Ze względu na właściwości pielęgnacyjne tej nazwy warto szukać na etykietach. Olej, podobnie jak nasiona konopi, zawiera cenne nienasycone kwasy tłuszczowe omega-6 i omega-3 oraz optymalny stosunek tych kwasów (3:1). Prócz tego olej konopny to skarbnica witamin A, E oraz składników mineralnych: magnezu, wapnia i cynku. Zmniejsza ryzyko zawałów i udarów, przyspiesza regenerację błon śluzowych, jest polecany w łuszczycy i atopowym zapaleniu skóry, nadciśnieniu. Konopie siewne pochodzą z Azji Środkowej, gdzie przez setki lat ich włókna wykorzystywano do produkcji papieru, żagli oraz lin, a wyciskany z nich olej stosowany był do łagodzenia zmian skórnych. W nowożytnej Europie jednak nie zyskały szerszego uznania, i do niedawna wykorzystywano je praktycznie wyłącznie w przemyśle chemicznym jako składnik farb i lakierów. Było to związane z trwającą przez lata kampanią przeciw stosowaniu konopi indyjskich, i z zakazem ich uprawy, które rykoszetem trafiły w ich odmianę, konopie siewne, pozbawione własności narkotycznych. Jeśli chodzi o oleje roślinne, olej konopny jest w ścisłej czołówce pod względem właściwości pielęgnacyjnych. Wynika to z jego składu: w niemal 80 procentach składa się on z niezbędnych nienasyconych kwasów tłuszczowych(NNKT), szczególnie kwasu linolowego z grupy kwasów tłuszczowych omega-6 i kwasu linolenowego z grupy omega-3. W dodatku mają one idealne względem siebie proporcje. Stosunek kwasów omega-6 do omega-3 wynosi 3: 1 i jest idealny dla prawidłowego metabolizmu lipidów. W oleju konopnym są też inne kwasy: oleinowy, palmitynowy, gamma-linolenowy, a także proteiny, aminokwasy, karoten, minerały, witaminy (witamina A, witamina D, witamina E i witamina K), fitosterole, fosfolipidy. Wreszcie znajdziemy w nim również mnóstwo biologicznie czynnych substancji o właściwościach przeciwzapalnych, regenerujących, antyseptycznych, antyoksydacyjnych oraz chroniących przed słońcem, m.in. tokoferol, canabidol, czy terpenol. To wszystko sprawia, że jest on cennym składnikiem pielęgnacyjnym. - Odbudowuje płaszcz hydrolipidowy naskórka i uzupełnia uszkodzenia w cemencie międzykomórkowym, dzięki czemu skóra nie traci wilgoci, a naskórek lepiej pełni swoje funkcje ochronne. - Dzięki zawartości NNKT utrzymuje ją w dobrej kondycji, poprawia też odporność na działanie czynników zewnętrznych, w tym wiatru, mrozu i słońca. - Łagodzi stan zapalny przy atopowym zapaleniu skóry, łuszczycyi egzemie. - Niweluje uciążliwy świąd skóry przy dermatozach, zwłaszcza AZS, a także przy alergiach skórnych. - Zmniejsza ryzyko podrażnień i przebarwień. - Regeneruje skórę, zapobiega przedwczesnemu tworzeniu się zmarszczek. - Poprawia koloryt skóry. - Odżywia skórę. - Reguluje wydzielanie sebum, co wspomaga leczenie trądzikowych zmian zapalnych. - Przywraca elastyczność cery, jej prawidłowe nawilżenie. - Zmiękcza i wygładza skórę. - Pełni rolę naturalnego filtra przeciwsłonecznego, zabezpieczając skórę przed działaniem promieniowania UV. - Stosowany na skórę głowy stymuluje wzrost włosów, stosowany na włosy dodaje im blasku i ułatwia rozczesywanie. Olej konopny szybko się wchłania i nie zostawia na skórze tłustego filmu. Można stosować go w czystej postaci bezpośrednio na skórę, ale jest też wykorzystywany jako cenny składnik kosmetyków, zwłaszcza emolientów przeznaczonych do skór z problemami oraz do pielęgnacji niemowląt i małych dzieci. Najczęściej dodawany jest do: - balsamów do ciała; - mydeł; - żelów pod prysznic; - olejków do masażu; - kremów do twarzy; - kosmetyków przeciwsłonecznych przeznaczonych praktycznie do każdego rodzaju skóry: zarówno suchej, którą nawilża, jak i tłustej (reguluje wydzielanie sebum i pracę gruczołów łojowych), wrażliwej (natłuszcza i uzupełnia brakujące lipidy) oraz dojrzałej(zapobiega tworzeniu się zmarszczek); - szminek; - szamponów do włosów. My polecamy włączyć go do codziennej diety Źródło: poradnikzdrowie.pl
  7. Historia marihuany. "100 lat temu pewnym grupom zależało, żeby z marihuany zrobić demona" Konopie siewne uprawiano już 10 tys. lat temu. Ich właściwości wychwalali chińscy imperatorzy i lekarze. Własne poletko konopne miał sam Jerzy Waszyngton. Nalewką z cannabis raczyła się królowa Wiktoria, resztki zioła znaleziono w fajkach Szekspira, a ojciec światowej motoryzacji wykorzystał konopie siewne do stworzenia pierwszego ekologicznego samochodu. Marihuana była wychwalana do czasu, aż pewien amerykański urzędnik uznał, że pomoże mu utrzymać się na stanowisku. Uprawa konopi jest wyjątkowo prosta i tania. Nie potrzebują dobrej ziemi, rosną nawet w trudnym klimacie, a posadzone na gruncie skażonym np. przez przemysł, są w stanie pobrać z gleby zanieczyszczenia i ją oczyścić. Do ich uprawy niepotrzebne są nawet pestycydy, bo same zagłuszają chwasty i odstraszają szkodniki. Mają ponad 25 tysięcy odkrytych zastosowań, w tym te, które znane są od dawna. Wyjątkowo wytrzymałe konopne liny były niezbędnym wyposażeniem na statkach. Kolumb odkrył nowy ląd na okręcie, którego olinowanie wykonano z włókna konopnego. Wielu twierdzi, że także żagle słynnej Santa Marii utkano z konopi. Na papierze z pulpy konopnej Gutenberg wydrukował Biblię, a ojcowie założyciele Stanów Zjednoczonych spisali na nim Deklarację Niepodległości. Tkanina konopna posłużyła pewnemu niemieckiemu emigrantowi Lévi-Straussowi do wyprodukowania trwałej odzieży roboczej, czyli popularnych jeansów. Te fakty może i są dość powszechnie znane, ale co powiecie na samochód z konopi? 10 razy wytrzymalszy niż stal 13 sierpnia 1941 roku publiczność po raz pierwszy zobaczyła prototyp w pełni sprawnego samochodu wykonanego z soi oraz konopi. Pomysłodawcą był nie kto inny, ale sam ojciec światowej motoryzacji Henry Ford, który szukał alternatywnych materiałów do konstruowania aut ze względu na braki w zaopatrzeniu w stal. Był środek II wojny światowej, a stal i inne metale, bardziej niż do produkcji samochodów, były potrzebne przemysłowi zbrojeniowemu. Potrzeba znów okazała się matką wynalazków i tak dzięki pomysłowi i pieniądzom Henry'ego Forda oraz pracy botanika George'a Washingtona Carvera stworzono pierwsze auto wykonane z konopi i soi, napędzane paliwem z konopi. Karoseria ze wzmocnionego żywicami płótna konopnego oraz szyby, które zamiast ze szkła wykonano z akrylu, pozwoliły zmniejszyć wagę auta o około 25 procent, co miało ogromny wpływ na zużycie paliwa. Nie wpłynęło to jednak na bezpieczeństwo, bo wykonane z konopi panele były w stanie oprzeć się naciskowi 10 razy większemu niż stal. Zachował się nawet film, na którym sam Henry Ford uderza siekierą w samochód obłożony konopnymi panelami, a auto pozostaje całe. Mówił później, że nadszedł czas, by uprawiać samochody jak rośliny, a na potrzeby prac nad nowym typem samochodów nabył nawet 12 tysięcy akrów pól, na których uprawiano eksperymentalną soję. Tworzenie pierwszego ekologicznego samochodu przerwano po zakończeniu II wojny światowej. Gospodarka podnosiła się z wojennego kryzysu, potrzeby konsumentów wzrastały, a idea taniego, ekologicznego samochodu odchodziła w niepamięć. W XXI wieku powrócił do niej Bruce Michael Dietzen z Florydy, ekolog i miłośnik motoryzacji, który za 200 tys. dolarów skonstruował własny samochód z konopi. Roadster zbudowany jest na podwoziu mazdy, a jego karoseria - wykonana z grubo tkanego płótna konopnego, które Bruce Michael Dietzen sprowadził z Chin. Do skonstruowania całego, niewielkiego nadwozia twórca zużył około 50 kg płótna. Jak przekonuje, wystarczą trzy warstwy, by nadać nadwoziu wyjątkową wytrzymałość. Auto, podobnie jak to wymyślone przez Henry'ego Forda, napędzane jest biopaliwem wytworzonym z odpadów zielonych. Jego nazwa - Renew - nawiązuje do faktu, że zbudowane jest z materiałów odnawialnych. Bruce Michael Dietzen zaangażował się w kampanię na rzecz legalizacji konopi siewnych w USA. Wraz z inną aktywistką, Dianą Oliver, nakręcił cykl filmów dokumentalnych o pożytkach z uprawy konopi, różnych ich zastosowaniach. Jego podróże można śledzić na bieżąco m.in. na facebookowym profilu. Co Waszyngton, Szekspir i królowa Wiktoria mają ze sobą wspólnego? Od 2015 roku w stanie Waszyngtonie można legalnie uprawiać i palić marihuanę. To z pewnością ucieszyłoby pierwszego prezydenta Stanów Zjednoczonych - Jerzego Waszyngtona, którego nazwisko upamiętniono w nazwie stolicy. Bowiem on sam był wielkim orędownikiem cannabis. Zachowały się nawet pamiętniki, w których notował, że często rano, jeszcze przed wyjściem do pracy, podlewa swoje poletko konopi. Pierwsze amerykańskie prawo dotyczące konopi, ustanowione w Virginii w 1619 roku, nakazywało uprawiać je w każdym gospodarstwie. Cannabis stanowiły filar rolnictwa, wykorzystywano je w przemyśle żywnościowym, dodawano do paszy dla zwierząt, bywały nawet surowcem do budowy domów. W historii USA zdarzało się, że za odmowę zajmowania się konopiami (Wirginia 1763-67), można było trafić za kraty. Jednak najdłuższą tradycję uprawy konopi przemysłowych ma Wielka Brytania. W 1533 roku Henryk VIII wydał dekret nakazujący każdemu rolnikowi siać ćwierć akra konopi na każde sześć hektarów upraw. Dekret ten powtórzyła dwukrotnie Elżbieta I i dodatkowo obciążyła karą pięciu funtów każdego rolnika, który odmówił uprawy konopi. - Właściwości lecznicze marihuany spowodowały, że od połowy XVIII wieku stała się ona jednym z najbardziej znanych i polecanych leków. Nalewki z konopi były szeroko stosowane do leczenia migreny, pobudliwości układu nerwowego czy chorób układu żołądkowo-jelitowego. Szybko stały się one dostępne w aptekach w postaci leku bez recepty - mówiła w trakcie jednego z wykładów Tygodnia Mózgu Katarzyna Starowicz-Bubak, doktor neurofarmakologii specjalizująca się w strategiach leczenia bólu przewlekłego. - Konopie były używane też przez królową Wiktorię, której lekarz określał je "najbardziej wartościowym lekarstwem poznanym do tej pory". "Wiek XIX to złote czasy dla marihuany (...). W zasadzie wdarła się ona do mainstreamu zachodniej farmakologii - została wpisana do amerykańskiej farmakopei, a wielce poważny francuski psychiatra Jacques-Joseph Moreau rozpisywał się, że marihuana jest złotym lekiem na migreny, bezsenność i brak apetytu" - przekonywał w książce "A w konopiach strach" nieodżałowany profesor Jerzy Vetulani, nestor polskiej psychofarmakologii, neurobiolog i wielki zwolennik badań nad medycznymi aspektami zastosowania marihuany. Bogdan Jot w swej książce "Marihuana leczy" słusznie zauważa, że złota era konopi przypada na czas, kiedy jeszcze nie znano aspiryny ani penicyliny. Nic więc dziwnego, że pojawienie się marihuany o działaniu jednocześnie przeciwbólowym, uspokajającym i przeciwskurczowym przyjęto z entuzjazmem, a cannabis okrzyknięto złotym lekiem. Profesor Vetulani dodaje, że resztki marihuany znaleziono w fajkach Szekspira i kto wie, czy gdyby nie popularna używka mielibyśmy dzisiaj "Hamleta" czy "Romea i Julię"? Historia marihuany jest jednak znacznie starsza niż brytyjska monarchia i dzieje Stanów Zjednoczonych razem wzięte i nieporównywalnie bardziej tajemnicza. Autorzy filmu dokumentalnego "Cannabis: The Evil Weed", w reżyserii Annabel Gillings, przekonują nawet, że zaczęła się ona aż 50 milionów lat temu na terenach obecnego Kazachstanu, a konkretnie w górach Tien-szan. To tam miały wyrosnąć konopie, będące bliskimi krewnymi chmielu, z jedną różnicą - zawierały związek nazwany THC. THC dało konopiom przewagę nad innymi roślinami ze względu na ochronę przed silnym działaniem światła ultrafioletowego. THC sprawiało również, że liście były niesmaczne i zwierzęta nie zjadały młodych pędów, co umożliwiało roślinie rozwój. Można powiedzieć, że THC było formą samoobrony przed zagrożeniami ze strony środowiska. Kiedy konopie zaczął wykorzystywać człowiek? "W grobach sprzed kilku tysięcy lat przed Chrystusem, zlokalizowanych w dzisiejszej Rumunii, znaleziono ślady nasion konopnych. Kiedy jednak ludzie odkryli działanie marihuany, tego nie wiemy. Nie znamy nawet przybliżonej daty. Nie wiadomo też, w której części świata najpierw jej używano. Pewne jest jedno: historia marihuany przeplata się z historią ludzkości i ma na nią niemały wpływ" - twierdził we wspomnianej książce profesor Vetulani. "Mniej prawdopodobna wydaje się hipoteza, że ojczyzną marihuany są Chiny (...). Już chiński imperator Fuxi, urzędujący prawie 3 tys. lat przed narodzinami Chrystusa, wychwalał działanie cannabis, nazywane tam po prostu ma. Podkreślał, że ta magiczna roślina łączy w sobie pierwiastki jin i jang i dzięki temu zapewnia równowagę. Żyjący dwa wieki później Shennong, kolejny chiński imperator, uważany za ojca chińskiej medycyny, postawił marihuanę w jednym rzędzie z żeń-szeniem i efedrą, uznając te rośliny za trzy najważniejsze lekarstwa ludzkości" - pisał profesor. Od lekarstwa do narkotyku Jak to się stało, że marihuana - traktowana jako lekarstwo, a w najgorszym wypadku jako nieszkodliwa używka - stała się zwalczanym prawnie narkotykiem? Ta gwałtowna zmiana nastawienia była wynikiem pracy jednego człowieka - Harry'ego Anslingera, szefa amerykańskiego Federalnego Biura ds. Narkotyków w latach 1930-1962. W pierwszych latach pracy ten syn emigrantów, który swoje szlify śledcze zdobywał w służbie ochrony kolei, nie był przeciwnikiem cannabis. Zachowały się jego wypowiedzi, w których uznawał zarzuty, jakoby marihuana wywoływała szaleństwo lub agresję, za absurdalne. Jednak wielki kryzys, którego skutkiem były m.in. równie wielkie cięcia w wydatkach publicznych sprawił, że Anslinger musiał znaleźć powód istnienia Federalnego Biura ds. Narkotyków. "Od momentu objęcia stanowiska szefa tej instytucji Harry Anslinger wiedział, że jego pozycja jest bardzo chwiejna" - twierdzi w książce "Chasing the Scream: The First and Last Days of the War on Drugs" Johann Hari. "Wojna z narkotykami, czyli z heroiną i kokainą, których zażywanie wyjęto spod prawa w 1914 roku, nie była wystarczającym powodem do istnienia biura. Narkotyki były zażywane przez niewielką grupę ludzi, na ściganiu której nie można było oprzeć działalności całej dużej jednostki. Anslinger potrzebował więcej. Tym więcej okazały się konopie". Konopie były popularne w USA, a słowo "hemp" nie budziło złych skojarzeń. Dlatego krok po kroku zaczęto je zastępować innym: marijuana. Marijuanę chętnie palili ciężko pracujący na amerykańskich plantacjach emigranci z Meksyku oraz czarnoskórzy mieszkańcy Stanów. Była natomiast źle widziana przez białą klasę średnią. Zakaz używania marihuany zaczął pojawiać się początkowo właśnie w stanach graniczących z Meksykiem. Od 1914 roku obejmował kolejne rejony, by wreszcie - wraz z wyścigami konnymi, seksem oralnym i alkoholem - objąć cały kraj. Prohibicję alkoholową zniesiono w 1932 roku, jednak marihuana wciąż była nielegalna. Zresztą seks oralny również. Do tej pory zakazuje go prawo w 18 spośród 50 stanów. Szukając sposobu na utrzymanie działalności biura, Anslinger i jego ludzie zaczęli wielką antymarihuanową ofensywę. - Marihuana zmienia ludzi w dzikie bestie - mówiła oficjalna propaganda, a sam szef biura, nawiązując do popularnych horrorów o doktorze Frankensteinie przekonywał, że gdyby potwór Frankensteina wpadł na marihuanę, to padłby trupem ze strachu... Na poparcie swoich tez przytaczał historię Victora Lacata, 20-latka z Florydy, który zamordował siekierą całą swoją rodzinę. Zbrodniarza okrzyknięto "marihuanowym zabójcą", bo zdaniem Anslingera to właśnie cannabis miało wywołać napad psychozy, w trakcie którego Victor zabił swoich rodziców, dwóch braci i siostrę. Całkowicie zignorowano fakt, że chłopak leczył się psychiatrycznie, a w jego dokumentacji medycznej nie wspomniano nawet o marihuanie. Więcej - już rok przed popełnieniem zbrodni policja z Tampy na Florydzie zamierzała skierować petycję o przymusowe leczenie Victora. Rodzina Lacatów była niejako genetycznie skażona: rodzice Victora byli kuzynami pierwszego stopnia, jego brat miał zdiagnozowaną schizofrenię, a w rodzinie ze strony ojca występowały przypadki chorób psychicznych w klinicznej postaci. Mimo to najpierw policja, następnie Anslinger, a na końcu media używały jego historii jako propagandowego straszaka. Rodzice w całych Stanach Zjednoczonych byli przerażeni, a Anslinger osiągnął swój cel - zapewnił fundusze na funkcjonowanie swojej jednostki. Czy miał jednak jakiekolwiek naukowe dowody na poparcie tezy o wyjątkowo negatywnym wpływie marihuany na ludzi? "Okazało się, że napisał do 30 cenionych naukowców zajmujących się wpływem substancji psychoaktywnych na mózg, z prośbą o ich opinię na temat marihuany" - można przeczytać w książce Johanna Hariego. "Chciał dowiedzieć się, czy jest groźna i czy należy jej zakazać. 29 spośród zapytanych odpowiedziało, że nie, nie stanowi zagrożenia. Tylko jeden uznał, że jest groźna i to właśnie jego opinię Anslinger przedstawił mediom". "To, co się dzieje wokół tematu konopi w warstwie społecznej, jest dla mnie niczym innym, tylko nieuzasadnionym wybuchem paniki. Naturalnie, to żadna nowość, ponieważ substancje zmieniające stan świadomości, podobnie jak seks, przez wieki były obwarowywane ostrymi restrykcjami (a w niektórych kulturach wciąż są). Społeczeństwo ma prawo bać się tych dwóch rzeczy: seksu, ponieważ prowadzi do niechcianej ciąży (a w zasadzie prowadził, dopóki nie wynaleziono skutecznych metod antykoncepcyjnych), oraz narkotyków, ponieważ zmieniają procesy myślowe" - uważał profesor Vetulani*. Przez lata medycy różnych specjalizacji pisali do Anslingera, wyjaśniając, że nie zetknęli się nigdy z nasilonymi, masowymi atakami psychozy po spożyciu marihuany, a jeśli faktycznie takie miały miejsce, to należy wznowić badania nad działaniem cannabis, by jednoznacznie określić, jak marihuana wpływa na mózg. Anslinger odpowiadał na to niewzruszony, że w społeczeństwie amerykańskim nie ma miejsca na narkotyki, a oni sami stąpają po grząskim gruncie. "Nie bez znaczenia pozostaje kulturowy system moralny, w którym - nie wiedzieć czemu - marihuana jest zaszufladkowana jako ta zła. A przecież nie ma żadnych naukowych argumentów na to, że marihuana jest wybitnie szkodliwa, na to, że w linii prostej prowadzi do uzależnień od poważniejszych substancji. Istnieją za to dowody, że 100 lat temu pewnym grupom po prostu zależało, z przyczyn w dużej mierze ekonomicznych, żeby z marihuany zrobić demona. Przez wieki ludzkość stosowała konopie i nic złego się nie działo. Wręcz przeciwnie - pomagały one na wiele dolegliwości, bólów. Ale cóż, marihuanofobia, jak inne histerie społeczne, wybuchła z hukiem i rozprzestrzeniła się w sposób nieprzewidywalny" - twierdził Jerzy Vetulani*. Badacz, który nigdy nie palił Również po grząskim gruncie stąpał Raphael Mechoulam, odkrywca THC, pionier badań nad kannabinoidami. Ten urodzony w Bułgarii naukowiec żydowskiego pochodzenia zdecydował się podjąć temat konopi, ponieważ zastanowiło go, że choć marihuana jest obecna w historii ludzkości od tak długiego czasu, to nigdy nie wyizolowano i nie określono jej substancji psychoaktywnej. Historia początków jego pracy nad marihuaną przeszła już do legendy. - Wiedziałem, że policja jest w posiadaniu znacznych ilości marihuany i haszyszu odebranych przemytnikom - opowiadał w filmie dokumentalnym "The Scientist" Raphael Mechoulam. - Pracowałem wówczas w Instytucie Weizmanna, poszedłem do dyrektora placówki i zapytałem, czy zna kogoś w policji, kto mógłby dostarczać nam marihuanę na potrzeby badań. Dyrektor zadzwonił do jednego ze swoich znajomych, po czym usłyszałem dobiegające ze słuchawki pytanie: czy można na nim polegać? Dyrektor niemal mnie nie znał, bo byłem młodym pracownikiem, mimo to zaręczył za mnie, dzięki czemu zaproszono mnie na komisariat po próbki do badań. Policja przekazała badaczowi pięć kilogramów haszyszu, a że Mechoulam nie miał wówczas samochodu, wsiadł z torbą wypełnioną nim po brzegi zwykłego autobusu. - Jestem jedyną osobą na świecie, która wyniosła haszysz z komisariatu policji - żartował badacz. - Co więcej, okazało się, że złamałem prawo. I to nie tyko ja, bo również policja. Aby otrzymać materiał do badań, powinienem był uzyskać specjalne pozwolenie z ministerstwa zdrowia i dopiero z nim zgłosić się na policję. W innym wypadku nasze działania były pogwałceniem przepisów. Nie powinienem chyba nawet wspominać o tym, że marihuany nie należy przewozić komunikacją zbiorową... Dzięki badaniom Raphaela Mechoulama wiemy, że głównym aktywnym składnikiem cannabis jest Tetrahydrokannabinol, popularnie zwany THC. To właśnie ta substancja odpowiada za działanie psychoaktywne marihuany. Izraelski badacz przyczynił się również do odkrycia receptorów kannabinoidowych znajdujących się w ludzkim mózgu (tzw. CB1) oraz w obwodowym układzie nerwowym (tzw. CB2). Receptory te związane są z kontrolą pobierania pokarmu, regulacją odczuwania bólu i reakcjami immunologicznymi organizmu. Raphael Mechoulam nazywany jest dziadkiem medycznej marihuany, ponieważ to jego wieloletnia praca przyczyniła się do badań nad wpływem marihuany na chorych na raka czy padaczkę lekooporną. Sam badacz twierdzi, że nigdy nie zapalił skręta, choć niemal przez całe swoje życie miał nieograniczony dostęp do marihuany. Raz tylko zorganizował imprezę z dodatkiem THC, jednak nawet ona miała wymiar... naukowy. - W tamtych czasach efekty działania THC testowano na małpach, ale my bardzo chcieliśmy sprawdzić, czy substancja działa analogicznie na ludzi. Wymyśliliśmy więc mały eksperyment - wspomina w filmie naukowiec. - Wyizolowaliśmy 10 mg czystego THC, które moja żona dodała do ciasta. Zaprosiliśmy znajomych i nic im nie mówiąc, podzieliliśmy ich na dwie grupy. Jedna grupa dostała ciasto doprawione THC, a druga grupa, kontrolna, zwykłe ciasto. Nikt z zaproszonych nie używał marihuany, więc wcześniejsze doświadczenia nie mogły mieć wpływu na badanie. Wszyscy, którzy zjedli ciasto z dodatkiem, odczuli działanie THC, jednak ich reakcje były różne. Jeden stwierdził, że czuje się jakoś dziwnie i ma ochotę jedynie na to, by siedzieć i cieszyć się tym stanem, inny stwierdził, że nic się nie zmieniło, jednak nie mógł przestać mówić. Kolejny, również przekonujący, że nic się nie zmieniło, nieustannie wybuchał śmiechem. Jedna z uczestniczek badania była bardzo niespokojna, twierdziła, że czuje jakby puszczały jej wewnętrzne bariery, co wywoływało lęk. Takie reakcje na THC zdarzają się, ale nie są częste. Znacznie częściej pojawia się wyluzowanie, dobry humor, rozmowność - opisuje. Od czasów pionierskich badań profesora Mechoulama minęło ponad 50 lat, a liczba opublikowanych prac naukowych związanych z marihuaną w PubMed [wyszukiwarka w internetowych bazach danych obejmujących artykuły z dziedziny medycyny i badań biologicznych - przyp. aut.] sięgnęła 24 tysięcy. - Naukowcy i lekarze wciąż spierają się o skuteczność medycznego użycia marihuany - mówiła w trakcie wykładu "Zioło, które leczy" dr Katarzyna Starowicz- Bubak. - Rośnie liczba doniesień o pozytywnych wynikach w leczeniu astmy (wzrost przepustowości dróg oddechowych), jaskry (obniżenie ciśnienia śródgałkowego), padaczki (zwłaszcza lekoopornej u dzieci), autoimmunologicznych chorób jelita grubego (w tym choroby Leśniowskiego-Crohna), a także zaburzeń neurologicznych m.in. w stwardnieniu rozsianym i stwardnieniu zanikowym bocznym. Mimo dobrze udokumentowanej skuteczności kanabinoidów w zwalczaniu bólu przewlekłego (przy jednocześnie mniejszych skutkach ubocznych niż morfina czy opioidy) leczenie nimi jest wciąż mało dostępne - wyliczała dr Starowicz-Bubak. Prowadzone przez zespół hiszpańskich naukowców badania wykazały skuteczność stosowania kanabinoidów u pacjentów ze złośliwymi nowotworami mózgu. - Należy mieć nadzieję, że większy stan wiedzy przekona większe grono lekarzy oraz polityków do korzyści terapeutycznych związków zawartych w Cannabis sativa - podkreślała dr Starowicz-Bubak w trakcie tegorocznej edycji Tygodnia Mózgu. Kilka miesięcy później, w czerwcu tego roku, medyczna marihuana została zalegalizowana w Polsce. Sejm przyjął ustawę, która umożliwia chorym dostęp do preparatów z konopi indyjskich. Preparaty będą mogły być wytwarzane w aptekach po otrzymaniu recepty od lekarza, a medyczna marihuana będzie sprowadzana z zagranicy. *Cytaty pochodzą z książki: "A w konopiach strach" Jerzy Vetulani, Maria Mazurek, Wydawnictwo Naukowe PWN SA, Warszawa 2016 Ewelina Zambrzycka-Kościelnicka. Dziennikarz, redaktor, związana m.in. z "Życiem Warszawy" i "Echem Miasta".
  8. Marihuana lekiem na problemy zdrowotne seniorów? Badania przeprowadzone przez naukowców z Tel Awiwu wykazały, że marihuana może pomagać osobom starszym w łagodzeniu dolegliwości takich jak: drgawki, brak apetytu, przewlekłe bóle czy skurcze mięśni – czytamy w serwisie rp.pl w artykule „ Marihuana na starcze dolegliwości”. Naukowcy z Uniwersytetu w Tel Awiwie przeprowadzili badanie, w którym wzięli udział chętni pensjonariusze domu opieki Hadarim znajdującym się w Izraelu. Grupa badana liczyła 19 osób w przedziale wiekowym od 69 do 101 lat. Mieszkańcy ci skarżyli się na dolegliwości takie jak drgawki, brak apetytu, przewlekłe bóle czy skurcze mięśni. Marihuana podawana była w ustalonej ilości 3 razy dziennie przez rok w formie skrętów, proszku, olejku czy oparów. Podczas badania stan zdrowia i jakość życia mieszkańców były nadzorowane przez badaczy i pracowników domu opieki. Już od początku badania zauważono znaczną poprawę zdolności komunikacyjnych i nastroju badanych. Szczegółowe wyniki badań były zadziwiające. Aż 17 osób powróciło do swojej należnej masy ciała, sztywność stawów, objawy stresu pourazowego, drgawki i różne bóle zmniejszyły się. Ponadto wzrosła jakość i czas snu pacjentów, a koszmary rzadziej ich nękały. Istotny jest również 72% spadek zapotrzebowania uczestników na różne leki, np.: psychotropowe, przeciwbólowe, stabilizatory nastroju i leki stosowane przy chorobie Parkinsona. Jeden z naukowców – Zach Klein – twierdzi, że marihuana może znaleźć zastosowanie również w przypadku pacjentów cierpiących z powodu dysfagii (trudności w przełykaniu). Źródło: rp.pl
  9. Podatek od haju. Polska zarobiłaby 9 mld zł dzięki legalnej marihuanie W USA więcej osób pracuje przy produkcji legalnej marihuany niż w piekarniach czy salonach masażu. Amerykanie palą się do pracy, a dzięki podatkom powstają m.in. mieszkania dla ubogich. W Polsce to wciąż fanaberia. Obliczamy, ile zyskałby budżet, gdyby legalizacja marihuany stała się faktem. Nawet 9 mld zł przyniosłoby do budżetu zalegalizowanie marihuany. Mężczyzna między 15 a 34 rokiem życia. Tak prezentuje się statystyczny palacz marihuany w Polsce. Łącznie w naszym kraju jest ok. 2,5 mln osób, które sięgają po ten narkotyk. W samej aglomeracji warszawskiej konsumenci wypalają przez weekend 1,5 tony zielonego specyfiku. Tak wynika z danych Europejskiego Centrum Monitorowania Narkotyków i Narkomanii (EMCDDA). Palenie marihuany jest dziś w Polsce nielegalną rozrywką, która grozi poważnymi konsekwencjami prawnymi i pompuje szarą strefę. A gdyby tak zalegalizować? Sprawdzamy możliwe skutki ekonomiczne. Para idzie w gwizdek Dziś wpływy ze sprzedaży marihuany omijają polski budżet szerokim łukiem. Główny Urząd Statystyczny wyliczył, że szara i nielegalna strefa wypracowały razem 245 mld zł w 2016 roku. Jest to 13,2 proc. PKB. Sama nielegalna działalność (sutenerstwo, narkotyki i przemyt papierosów) to podobno „zaledwie” 0,3 proc. PKB. Z kolei obrót substancjami psychoaktywnymi stanowi 0,25 proc. PKB. GUS zakłada bardzo optymistycznie, że szara strefa się kurczy. Są jednak eksperci, którzy prezentują zupełnie inne zdanie. Twierdzą, że szara strefa jest niedoszacowana i może stanowić nawet połowę gospodarki. *Do celów medycznych? To skomplikowane * Nic nie wskazuje na to, aby polski rząd chciał poluzować regulacje dotyczące używania marihuany w sposób rekreacyjny. Dziś dopuszczalne jest stosowanie wyłącznie leków na bazie konopi. Chorzy mają prawo dostępu do takich medykamentów jak Sativex, Bediol i Bedrocan. Obecnie reguluje to ustawa z listopada zeszłego roku. W praktyce dostęp pacjentów do medycznej marihuany wcale nie jest taki łatwy. Problemem jest biurokracja. Wciąż niewiele firm dostało państwową licencję na uprawę i przetwórstwo konopi przemysłowych. Jedną z nich jest HemPoland. Ostatnio pisaliśmy na money.pl o tym, że firma będzie współpracować z kanadyjską spółką The Green Organic Dutchman. To ważne zdarzenie, jeśli chodzi o polski rynek, któremu wciąż daleko do bycia konopnym eldorado. *Budżet po zielonej stronie mocy * Gdyby jednak rządzący zalegalizowali korzystanie z marihuany, to mielibyśmy do czynienia nie tylko z rewolucją obyczajową, ale również perspektywą nowego źródła wpływów do budżetu. Jak dużych wpływów? Szacuje się, że w Polsce przepala się rocznie ok. 500 ton marihuany. Uśredniony koszt grama narkotyku to ok. 50 zł. Dla dilerów oznacza to ok. 22 mld zł obrotu. Fiskus na pewno chętnie zająłby się taką kwotą. Na początku sięgnąłby po akcyzę. Prawdopodobnie użyłby takiej stawki, jak przy wyrobach tytoniowych (czyli 31,41 proc. ceny netto i 206,76 zł za każde 1.000 sztuk). Daje nam to ok. 4 mld zł wpływu z tego podatku. Następną daniną byłby podatek VAT (stawka 23 proc.). Na tym państwo mogłoby zarobić ok. 5,2 mld zł. Łączna kwota tylko dzięki tym dwóm podatkom to 9,2 mld zł. Tymi pieniędzmi można by zalepić 1/3 deficytu budżetowego, przewidzianego na przyszły rok albo sfinansować ok. 30 proc. programu 500+. Do tego dochodzą wpływy, których nie da się teraz oszacować. Chodzi o podatek dochodowy czy korzyści finansowe, wynikające z wydawania licencji i certyfikatów. Warto pamiętać o tym, że na rozwoju sektora produkcji legalnej marihuany mogłyby pośrednio skorzystać inne branże np. rolnictwo, ogrodnictwo, medycyna czy turystyka. Oznaczałoby to również stworzenie wielu nowych miejsc pracy. Dla porównania w Stanach Zjednoczonych przy produkcji i sprzedaży legalnej marihuany pracuje ok. 200 tys. osób. - Zakończenie prohibicji konopnej wiąże się ze znacznymi oszczędnościami w finansach kraju. Wyjątkowo wysokim kosztem walki z narkotykami jest np. działanie policji. Szacuje się, że czas spędzony na ściganie palaczy marihuany wynosi ponad 300 tys. roboczogodzin. Jest to ok. 150 pełnych etatów w policji, które kosztują budżet państwa ponad 5,3 mln zł. Ta kwota mogłaby zostać poświęcona na zwalczanie innych przestępstw – mówi money pl. Natalia Janusz, ekspertka Stowarzyszenia Wolne Konopie i autorka prac naukowych na temat skutków legalizacji marihuany. Jak dodaje, do tego dochodzi cała masa postępowań sądów czy prokuratury, za które podatnicy już nie musieliby płacić. Natalia Janusz przedstawiła szacunkowe wyliczenie. Autorka pracuje nad algorytmem, który ma umożliwić dokładne oszacowanie kosztów oraz wpływów wynikających z liberalizacji prawa narkotykowego O tym, jak marihuana wpływa na kondycję budżetu, moglibyśmy się uczyć od kolegów zza oceanu. Tak się to robi w Ameryce Amerykański rynek marihuany ma w tym roku osiągnąć wartość pomiędzy 45 a 50 mld dolarów, obejmując zarówno legalną produkcję, jak i czarny rynek. Branża deklasuje produkcję lodów (5,1 mld dolarów) czy sprzedaż biletów do kina (11,1 mld dolarów). Zdaniem ekspertów gdyby rząd federalny wydał ogólnonarodową zgodę na obrót marihuaną, to prawdopodobnie ta używka stałaby się popularniejsza od papierosów czy nawet piwa. Dzisiaj w ponad połowie stanów USA można stosować marihuanę w celach medycznych. W 2012 nastąpił przełom. Waszyngton i Kolorado jako pierwsze dały zgodę na rekreacyjne korzystanie z trawki. Do tej grupy dołączyło sześć kolejnych stanów, w tym Massachusetts i Kalifornia. Okazało się, że przyzwolenie na stosowanie tego miękkiego narkotyku nie rozpętało epidemii uzależnień, a przynajmniej nie ma badań, które by to potwierdzały. Wartością dodaną jest natomiast stworzenie wielu miejsc pracy, a także zapewnienie wpływów do budżetu. Nevada, w ciągu pierwszych sześciu miesięcy od uwolnieniu konopi, zarobiła dzięki podatkom 30 mln dolarów. Z kolei w Kolorado w latach 2016-2017 do budżetu ze sprzedaży legalnej marihuany wpłynęło 105 mln dolarów. Narkotyk jest w tym stanie jednym z najwyżej opodatkowanych produktów. Sama akcyza wynosi 25 proc., do tego sprzedawcy płacą 2,9 proc. od zysku. Władze Kolorado dzięki wpływom z tego źródła mają gotówkę na budowę mieszkań dla najuboższych osób, a także na programy zdrowotne do szkół. Z wyliczenia firmy New Frontier Data wynika, że gdyby wszystkie 50 stanów zgodziło się na obrót marihuaną, to wpływy podatkowe wyniosłyby prawie 132 mld dolarów (w latach 2017-2025), a rynek pracy zyskałby 1 mln nowych posad. Natalia Janusz ze Stowarzyszenia Wolne Konopie przypomniała w money.pl, że czarny rynek narkotyków nie jest w żaden sposób kontrolowany przez władze państwowe. Dzięki legalizacji marihuany możliwe byłoby nadzorowanie tego, co i w jakiej ilości trafia do konsumentów. A Polska, jako kraj rolniczy posiadający idealne warunki do uprawy konopi, miałby szansę stać się światowym liderem branżowym. Źródło: money.pl
  10. Zdaniem posłów z klubu Kukiz’15, uprawa konopi innych niż włókniste powinna być prowadzona przez Instytut Włókien Naturalnych i Roślin Zielarskich z siedzibą w Poznaniu, pod nadzorem ministra rolnictwa. 1 listopada 2017 roku weszła w życie ustawa regulująca kwestię stosowania leków wytwarzanych na bazie konopi medycznych i dopuszczone zostało stosowanie konopi w celach medycznych. Do Polski mogą być sprowadzane produkty lecznicze zawierające kannabinoidy, jeżeli ich zastosowanie jest niezbędne dla ratowania życia lub zdrowia pacjenta. Takie uregulowanie wymaga importowania surowca roślinnego niezbędnego do wytwarzania leków recepturowych z państw trzecich, które prowadzą uprawy oraz eksport konopi na cele medyczne, a w Polsce zakazane jest prowadzenie upraw konopi na cele medyczne. Dopiero po roku, 17 grudnia 2018 roku medyczna marihuana pojawiła się w polskich aptekach. Tego samego dnia posłowie klubu Kukiz’15 po raz kolejny powiedzieli, że zakaz uprawy konopi na cele medyczne w Polsce to błąd i przedstawili projekt ustawy, mającej to zmienić. „Przepisy ustawy z 7 lipca 2017 r. stanowią jedynie fasadowe rozwiązanie, za którym nie idą realne zmiany dla obywateli. Regulacja opierająca się na założeniu importowania surowca roślinnego z państw, które dopuszczają jego uprawę oraz eksport jest połowiczna i dla pełnej realizacji celu jakim jest leczenie oraz uśmierzanie bólu pacjentów konieczne jest pozwolenie na prowadzenie upraw konopi do celów medycznych w Polsce. Uprawa taka powinna być prowadzona w rozmiarze dostosowanym do zapotrzebowania polskiego rynku, jednocześnie będąc pod ścisłym monitoringiem jednostki prowadzącej uprawę oraz pod nadzorem władzy państwowej” - podano w uzasadnieniu projektu zakładającego, że dozwolona byłaby uprawa konopi oraz zbiór ziela i żywicy konopi innych niż włókniste w celu wytwarzania substancji czynnej - wyłącznie przez instytut badawczy nadzorowany przez ministra właściwego do spraw rolnictwa. Jak podano, instytutem badawczym, który byłby najbardziej odpowiedni do prowadzenia tego rodzaju upraw, jest Instytut Włókien Naturalnych i Roślin Zielarskich z siedzibą w Poznaniu. Gdyby dopuszczono możliwość uprawy konopi na cele medyczne w Polsce, byłaby większa dostępność leków dla pacjentów, a także ich niższy koszt. Jak wyliczono, koszt legalnego wyprodukowania 1 funta marihuany (czyli ok. 453 gr) w USA wynosi w przybliżeniu 600 dolarów, a zatem ok. 1,3 dol. za gram suszu. Zakładając, iż koszty produkcji suszu kształtują się w Polsce na podobnym poziomie, oznaczałoby to, iż wyprodukowanie 1 grama konopi na cele medyczne kosztowałoby ok. 4,5 zł. Cena sprowadzanych z zagranicy produktów za opakowanie jednostkowe 5 g wynosi od 165,00 zł brutto do 185,00 zł brutto, zatem koszt miesięcznej terapii dla pacjenta (potrzebującego średnio 30 g) wynosi około 1 000 zł. To już kolejna inicjatywa posłów zmierzających do wprowadzenia kontrolowanych upraw konopi w Polsce. Źródło: farmer.pl
  11. - Używajcie moich konopi do woli! – zachęca rolnik Roman Szewczyk (62 l.). Jego uprawą już kilkakrotnie interesowali się policjanci, a często się zdarza, że amatorzy marihuany wyrywają mu z pola kilka roślin i odjeżdżają z piskiem opon. – W zeszłym roku, gdy po raz pierwszy posiałem konopie włókniste w swoim ogrodzie, to niemal co noc jakiś amator konopi przełaził przez płot i kradł kilka roślin – śmieje się rolnik, właściciel 20-arowego pola z konopiami w miejscowości Kręgi (Zachodniopomorskie). Uprawą tej wzbudzającej niezdrową ciekawość ludzi rośliny rolnik zajął się, gdy jego żona Agnieszka zachorowała na raka i razem poszukiwali naturalnych sposobów, które pozwoliłyby ją wspomóc w walce z chorobą. Teraz pani Agnieszka codziennie pije napar z konopi, który ma m.in. działanie przeciwbólowe. – Kiedyś ta roślina była powszechnie uprawiana przez polskich rolników – mówi Szewczyk. – Jej włókna były wykorzystywane w produkcji odzieży, papieru i sznurka. Teraz znajduje zastosowanie w budownictwie do ocieplania domów. Mnie szczególnie zainteresowały jej bogate właściwości lecznicze i dlatego ją hoduję. Niestety, większość Polaków zna tylko konopie indyjskie pod nazwą marihuana i kojarzy je z narkotykami. Właśnie dlatego rolnika kilkakrotnie już odwiedziła policja i sprawdzała, czy ma wymaganą zgodę na uprawę tej rośliny. W tym roku, aby uniknąć nocnych wizyt na swoim podwórku, Roman Szewczyk zasiał również pas roślin już za płotem wzdłuż drogi. – Każdy kto chce, może sobie trochę narwać – mówi pan Roman.
  12. Naukowcy z Uniwersytetu Illinois i Uniwersytetu Chicago chcieli sprawdzić, czy palenie marihuany naprawdę odpręża. Podkreślają, że w badaniach wykorzystali bardzo małe dawki THC. – Takie, jakie przyjmuje się podczas kilku zaciągnięć – wyjaśniała Emma Childs, jedna z autorek badań. Mniejsza dawka była nieodczuwalna, większa wystarczała, by wywołać łagodny efekt euforyczny. Znaleźli 42 palaczy marihuany (nie regularnych użytkowników, ale takich, którzy mieli z konopiami okazjonalny kontakt). Następnie dali im kapsułki z tetrahydrokannabinolem (THC), głównym psychoaktywnym składnikiem marihuany. Uczestnicy zostali podzieleni na trzy grupy – pierwsza dostała 7,5 miligrama THC, druga – 12,5, trzecia zaś placebo. Po zażyciu specyfiku badani relaksowali się przez dwie godziny. Następnie mieli wykonać serię stresujących zdań, m.in. brali udział w symulowanej rozmowie o pracę, podczas której nie dostawali od prowadzącego żadnej informacji zwrotnej, albo mieli publicznie odejmować kilkakrotnie 13 od pięciocyfrowych liczb. Okazało się, że jedynie mniejsza dawka THC – 7,5 miligrama – fak- tycznie odprężała uczestników (byli bardziej zrelaksowani niż grupa kontrolna). Większa – 12,5 miligrama – zwiększyła stres badanych. Przed rzekomą rozmową o pracę częściej określali się jako zdenerwowani, a w jej trakcie częściej zacinali się i robili pauzy. Warto podkreślić, że rzetelne eksperymenty naukowe z konopiami są rzadkością – ze względu na to, że w wielu krajach dostęp do nich jest ściśle regulowany, naukowcy bardzo rzadko dostają zgodę na przeprowadzanie testów mierzących wpływ palenia marihuany na człowieka. Źródło: focus.pl
  13. Jakie są najbardziej uzależniające narkotyki? To pytanie wydaje się proste, ale odpowiedź zależy od tego, kogo zapytamy. Z punktu widzenia różnych badaczy, uzależniający potencjał substancji może być oceniana w kilku kategoriach. Pierwsza kategoria to szkody, jakie dana substancja powoduje w organizmie. Druga, to cena środka (kupowanego nielegalnie) – niska może powodować większe nim zainteresowanie. Trzecia to stopień i zasięg aktywowania dopaminy w mózgu. Czwarta – stopień odczuwalnej przyjemności po zażyciu substancji. Piąta – siła i stopień efektów potencjalnego odstawienia substancji, oraz szósta – czas, po jakiego upływie zauważy się uzależnienie. Istnieją oczywiście inne aspekty, które bierze się pod uwagę w ocenie potencjału uzależniającego danej substancji, ale istnieją i naukowcy, którzy twierdzą, że żaden lek nie może uzależnić każdego człowieka. Ze względu na zróżnicowane punkty widzenia naukowców, tworząc listę najbardziej uzależniających substancji, należało o ich potencjał zapytać wielu ekspertów o odmiennych punktach widzenia. W 2007 roku David Nutt, psychiatra uniwersytetu w Cambridge, postanowił zebrać opinie w jednym zestawieniu, biorąc pod uwagę wszystkie zgłoszone informacje i stanowiska i oceniając je w skali punktowej. Co z tego wyszło? HEROINA Pierwsze miejsce w rankingu najbardziej uzależniających substancji zajęła heroina. Jak działa? Zwiększa poziom dopaminy – tzw. hormonu szczęścia – w mózgu, aktywując układ nagrody. To zbiór struktur mózgowych związanych z odczuwaniem przyjemności. Badania na zwierzętach doświadczalnych wykazują, że ilość dopaminy wzrasta w krótkim czasie nawet o 200 procent. Ten efekt powoduje uzależnienie psychiczne po zażyciu zaledwie jednej dawki heroiny. Ponadto zażywanie heroiny jest niebezpieczne także dlatego, że dawka, która może spowodować śmierć jest tylko pięć razy większa niż dawka wymagana dla osiągnięcia stanu upojenia narkotykiem. Przy dłuższym zażywaniu narkotyku mogą pojawić się opóźnienia w jego działaniu – a to zachęca do zwiększenia dawki. Heroina była kiedyś sprzedawana legalnie. KOKAINA Kokaina charakteryzuje się silnym działaniem pobudzającym – wprowadza układ nerwowy w stan nadaktywności przy użyciu dopaminy, której wydziela się coraz więcej. Układ nagrody korzysta z przekazywanych przez neurony informacji o przyjemności, nie potrafiąc jednocześnie zablokować tego sygnału. To niepoprawne działanie układu nagrody powoduje nadaktywność neuronów i szybki wzrost poziomu dopaminy – potrafi on wzrosnąć nawet trzykrotnie. Dzięki pobudzeniu mózgu człowiek przestaje odczuwać zmęczenie, ból (dlatego kokaina stosowana była w medycynie jako środek znieczulający) i inne dolegliwości. Szacuje się też, że między 14 – 20 milionów ludzi na świecie korzysta z kokainy, a w 2009 roku rynek tego narkotyku był wart około 75 miliardów dolarów. Kokaina w postaci „cracku” (forma krystaliczna) została uznana przez ekspertów za trzeci najbardziej szkodliwy narkotyk na świecie, a kokaina w proszku – powodująca łagodniejsze skutki odurzenia – za piąty. Około 21 procent ludzi, którzy próbują kokainy, staje się uzależnionymi. Kokaina jest podobna pod tym względem do innych uzależniających używek, jak metamfetamina – która jest coraz większym problemem, ponieważ staje się coraz powszechniej dostępna – i amfetamina. NIKOTYNA Nikotyna jest głównym składnikiem uzależniającym w tytoniu. Podczas palenia papierosa nikotyna jest szybko wchłaniana przez płuca i dostarczana do mózgu. Według ekspertów jest to trzecia najbardziej uzależniająca substancja na świecie. Ponad dwie trzecie Amerykanów, którzy kiedykolwiek zaczęli palić regularnie, uzależniło się od nikotyny. W 2002 roku Światowa Organizacja Zdrowia oszacowała liczbę palaczy na świecie na pond 1 miliard. Szacuje się również, że palenie tytoniu zabijać będzie ponad osiem milionów ludzi rocznie już w 2030 roku. Gdy badano zachowania szczurów, te po podawaniu im nikotyny błyskawicznie nauczyły się naciskać umieszczony w klatce przycisk, który natychmiast podawał im nikotynę bezpośrednio do krwiobiegu – to powodowało szybki wzrost dopaminy działającej w układzie nagrody o 25 do 40 procent. Rak płuc jest najczęściej diagnozowanym typem nowotworu w Polsce. BARBITURIANY Barbiturany są grupą leków, które początkowo były stosowane w leczeniu stanów lękowych oraz jako środki nasenne. Wpływają na przekazywanie sygnałów w mózgu, czego skutkiem jest czasowe „wyłączenie” różnych jego obszarów. W niskich dawkach barbiturany powodują euforię, ale w większych mogą być śmiertelne, ponieważ poważnie spowalniają, a nawet hamują oddychanie. Dawniej uzależnienia od barbituranów były powszechne, gdyż leki te chętnie przepisywano pacjentom. Jednak po nadejściu ery nowej generacji leków przeciwlękowych i usypiających liczba uzależnionych znacznie spadła. Podkreśla to zresztą rolę, jaką w kontekście uzależnienia odgrywa dostępność substancji. Jeśli uzależniającym narkotykiem nie jest lek powszechnie dostępny, może zrobić niewiele szkód. Mimo tego, biorąc pod uwagę tempo uzależniania się, oceniono barbiturany jako czwartą najbardziej uzależniającą substancję świata. ALKOHOL Alkohol działa na mózg na wiele różnych sposobów, ale to efekt podwyższenia podniesienia poziomu dopaminy w mózgu o 40 do 360 procent sprawił, że substancja ta wskoczyła na wysokie miejsce w rankingu. Co więcej – im dłużej spożywany jest alkohol, tym szybciej i bardziej poziom dopaminy wzrasta. Około 22 procent ludzi, którzy kiedykolwiek wzięli alkohol do ust rozwinie uzależnienie od tej substancji. Światowa Organizacja Zdrowia szacuje, że 2 miliardy ludzi spożywało alkohol regularnie od 2002 roku (liczba wzrasta), a ponad 3 miliony osób zmarło w 2012 roku w wyniku uszkodzeń ciała spowodowanych piciem alkoholu (to zarówno skutki wypadków, jak i patologicznych zmian w organizmie). Lista nie wydaje się szczególnie zaskakująca, choć w ciągu kilku lat pozycje poszczególnych substancji dynamicznie się zmieniały. Jako ciekawostkę można dodać, że mimo wieloletnich badań, wśród wszystkich narkotyków wymienianych w rankingu, nigdy nie pojawiła się marihuana. Eric Bowman jest wykładowcą psychologii i neurologii na Uniwersytecie w St Andrews (Szkocja). Główny obszar jego zainteresowań, to neurologiczne konsekwencje uzależnień. Artykuł został oryginalnie opublikowany w serwisie The Conversation.
  14. Po 8 latach Amerykanie mają szansę stać się niezależni od Rosji. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, już w lecie będą mogli sami wysyłać ludzi w kosmos. W sobotę rano polskiego czasu firma SpaceX wystrzeliła na orbitę testowy statek Crew Dragon. Jego wyjątkowość polega na tym, że jest przystosowany do transportu ludzi na niską orbitę okołoziemską czyli do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS). A to właśnie rzecz, z którą Amerykanie mają ogromny problem – od 8 lat, czyli od czasu zakończenia programu lotów wahadłowców, żaden statek USA nie jest w stanie zawieźć na ani zabrać ludzi z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Tym samym mocarstwo technologiczne i gospodarcze, za jakie uważają się Stany Zjednoczone pozostaje całkowicie zależne w załogowej eksploracji kosmosu od swojego głównego rywala – Rosji. Wszystkie załogowe loty odbywają się dzięki rosyjskim (a raczej radzieckim) statkom Sojuz. Rosjanie skwapliwie z tego korzystają i stale podnoszą ceny lotów w kosmos. W 2011 roku za jednego astronautę liczyli sobie 40 mln dolarów. Tymczasem zeszłoroczne loty kosztowały już ponad 80 mln dolarów od głowy. Poza pieniędzmi cała sprawa ma znaczenie strategiczne. Mając taki atut w ręku Rosja ma naprawdę mocny argument w różnych pozakulisowych negocjacjach. Wystarczy wyobrazić sobie reakcję obywateli USA na wieść, że ich rząd nie jest w stanie ściągnąć na Ziemię astronautów w sytuacji, gdy Rosjanie z jakichś „technicznych powodów” zawieszają na długo loty Sojuzów. Nic więc dziwnego, że NASA od dawna stara się załatać tę dziurę. Ale tym razem agencja nie zamierza budować „krótkodystansowych” statków – zamiast tego ma skupić się na lotach na Księżyc i na Marsa. Statek Crew Dragon Fot. SpaceX Misję powierzono podmiotom prywatnym i obecnie swoje pojazdy opracowują SpaceX i Boeing. NASA z każdą z tych firm podpisała kontrakt na 6 lotów orbitalnych, ale warunkiem jest przeprowadzenie dwóch testowych lotów. Pierwszego bez załogi, drugiego z dwuosobową załogą testującą statek. Pierwszy zdążył właśnie SpaceX ze swoim Crew Dragonem. Firma ma już spore doświadczenie, bo od 7 lat bezzałogowe Dragony wożą na Międzynarodową Stację Kosmiczną zaopatrzenie. Crew Dragon, który wystartował w sobotę i dotarł do ISS w niedzielę, różni się oczywiście od wersji transportowej. Jego hermetyzowana część może zmieścić 7 astronautów, pod nią znajduje się część transportowa. Pojazd wyposażono w 8 specjalnych silniczków SuperDraco, których zadaniem jest oddzielenie i ewakuacja kapsuły z załogą w razie awarii rakiety, która wynosi statek na orbitę. Na pokładzie poleciał tylko jeden „pasażer”. Pamiętacie, jak SpaceX wysłało w stronę Marsa samochód Tesla z manekinem za kierownicą? Podobny manekin odziany w skafander kosmiczny SpaceX siedzi w kapsule. Jego ciało naszpikowane jest czujnikami, których zadaniem było przekazywanie wszelkich parametrów, które będą miały znaczenie dla przyszłych pasażerów. Wnętrze kapsuły Crew Dragon przed wejściem na pokład załogi ISS. Fot. NASA Sobotni start wyglądał nieco inaczej, niż loty transportowe. Trajektoria lotu była mniej stroma, by – w razie konieczności przerwania misji i oddzielenia kapsuły – nie narażać załogi na duże przeciążenia. Rakieta po oddzieleniu się od kapsuły odwróciła się i z powodzeniem wylądowała na barce. W niedzielę o 11:51 czasu polskiego Crew Dragon zadokował do ISS, a o 14:07 na jego pokład weszli astronauci przebywający na Stacji. Statek pozostanie zadokowany do 7 marca. Wówczas rozpocznie powrotną podróż na Ziemię symulując powrót z astronautami powracającymi z ISS. 8 marca kapsuła ma wodować na Atlantyku wyhamowując przy pomocy spadochronów. To ryzykowny etap, bo statek poddany jest bardzo wysokim temperaturom i obciążeniom. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, wkrótce odbędzie się misja z załogą testową, a już latem Crew Dragon zacznie latać na ISS przewożąc normalną załogę. Źródło: crazynauka.pl
  15. Podczas kontroli policyjnych stróże prawa coraz częściej zwracają uwagę nie tylko na to, czy zatrzymana osoba znajduje się pod wpływem alkoholu, ale także czy nie zażywała środków odurzających. Kanadyjscy naukowcy przeprowadzili badania mające na celu ustalenie, jak jazda po marihuanie wpływa na bezpieczeństwo. O ile alkohol działa na każdego w bardzo podobny sposób, o tyle palenie marihuany może różnie wpływać na poszczególne osoby w zależności od mnóstwa czynników. W Kanadzie przeprowadzono badania, w których pod lupę wzięto 49 111 osób poważnie poszkodowanych w wypadkach, w tym także ofiary śmiertelne. Naukowcy zwrócili szczególną uwagę na przypadki, w którychtetrahydrokannabinol, a więc substancja psychoaktywna zawarta w konopiach, była obecna we krwi ofiary — bez alkoholu oraz innych narkotyków. Okazało się, że kierowcy, którzy do 3 godzin przed prowadzeniem pojazdu palili marihuanę, muszą się liczyć z 50% zwiększonym prawdopodobieństwem wzięcia udziału w incydencie drogowym.Badania jednoznacznie pokazały też, że prowadzenie pod wpływem marihuany jest i tak sporo bezpieczniejsze od jazdy na podwójnym gazie. Co ciekawe jednak, do tej pory publikowano także wyniki badań, według których prowadzenie pod wpływem konkretnych dawek THC w pewnych przypadkach może pozytywnie wpłynąć na stopień koncentracji i sprawić, że kierowca jedzie wolniej i rozważniej. Źródło: Autoblog.com
  16. Spektrum Cannabis, firma sprowadzająca marihuanę do Polski poinformowała, że od czwartku 17 stycznia 2019 susz będzie już dostępny w Polsce. Uspokajamy jednak wszystkich amatorów i przeciwników tzw. lekkich narkotyków – nie chodzi tu o „trawkę” do palenia. Legalnie będzie można kupić tylko marihuanę leczniczą. A i to nie tak łatwo i tanio. Marihuana do Polski sprowadzana jest przez Spektrum Cannabis, członka kanadyjskiej grupy Canopy Growth Corporation. To, póki co, jedyna firma, która od Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych otrzymała zgodę na obrót marihuaną w Polsce. Jak firma poinformowała „Gazetę Wyborczą”, susz już trafił do Polski. Tyle tylko, że nie można ot tak wejść do apteki i go zakupić. Gram, który będzie kosztował ok. 65 złotych, dostępny będzie tylko po okazaniu recepty (tą wypisać może każdy lekarz). Do tego apteka dopiero wtedy zamówi potrzebną ilość z hurtowni. - Do tej pory mieliśmy prawo, które pozwalało na stosowanie medycznej marihuany, ale nie mieliśmy leku. Dla pacjentów zaczyna się nowa era. - Zauważa, cytowany przez „GW”, dr Jerzy Jarosz, anestezjolog i specjalista leczenia bólu z Hospicjum św. Krzysztofa w Warszawie. Doktor zaznacza też, że nie musimy obawiać się, że nagle wszyscy zaczną przepisywać pacjentom marihuanę. On sam taką receptę przekazałby na ręce jedynie 15 proc. zgłaszających się do niego chorych. Medyczna marihuana ma być stosowana przede wszystkim do uśmierzania bólu i w schorzeniach neurologicznych, np. w przypadku stwardnienia rozsianego czy bóli nowotworowych. Źródło: superbiz.se.pl
  17. Nowe badania opublikowane w tym miesiącu w czasopiśmie Health Economics wykazały, że medyczna marihuana może być kluczem do utrzymania pracowników zdrowych i szczęśliwych. San Francisco Gate donosi, że naukowcy odkryli statystyczne zależności odnośnie mniejszej ilości zwolnień lekarskich w stanach, które umożliwiają bezpieczne i legalne medyczne wykorzystanie konopi. Według badań, nieobecności zatrudnionych w różnych firmach i instytucach we wspomnianych stanach zredukowały się od 8% do 15% w stosunku do stanów, które wciąż zakazują leczniczego wykorzystania marihuany. Autor analiz Darin F. Ulman twierdzi, że “efekt ten jest najbardziej widoczny w miejscach o “liberalnym” podejściu do tematu medycznej marihuany (np. Kalifornia czy Kolorado). Spadek wykorzystywanych zwolnień lekarskich zauważa się głównie u pełnoetatowych pracowników, mężczyzn w średnim wieku, którzy to najczęściej są predysponowani do uzyskania karty pacjenta medycznej marihuany.” Pacjenci medycznej marihuany rzadziej na zwolnieniach lekarskich „Pomimo tego, że nie można bezpośrednio zidentyfikować pracowników, jako posiadaczy kart pacjenta medycznej marihuany to warto zaznaczyć, że to właśnie w grupie mężczyzn w średnim wieku absencja w pracy spadła znacząco. Według oficjalnych statystyk to właśnie ta grupa społeczna jest najczęściej korzystającą z dobrodziejstw produktów konopnych” kontynuuje Ulman. „Ze względu na brak wcześniejszych badań, uzasadnione są dalsze analizy w tej konkretnej dziedzinie.” Źródło: hightimes.com
  18. Jesteśmy krajem o jednym z największych spożyć piwa w Europie. Coraz bardziej cenimy sobie produkty z browarów regionalnych. Przyzwyczailiśmy się do tego, że za butelkę piwa płacimy w sklepie od kilku do kilkunastu złotych. Tymczasem istnieją takie tytuły, za które przyjdzie nam zapłacić całkiem spore pieniądze. Oto najdroższe piwa na świecie. Pabst Blue Ribbon 1844 – 44 dolary Pabst Blue Ribbon 1844 to specjalne piwo, które można zakupić jedynie na rynku chińskim. Powstała jego wersja na rynek amerykański, lecz znacząco różni się od klasycznej. Trunek ten tworzony jest na niemieckich karmelowych słodach. Ponadto specjalnie dojrzewa w niezwęglonych beczkach po whisky. Charakteryzuje się także niezwykle elegancką butelką. Za całość odpowiada mistrz browarnictwa Alan Kornhauser. Jedna butelka piwa o zawartości 6% alkoholu kosztuje 44 dolary. Tutankhamun Ale – 75 dolarów Jest to niezwykłe piwo, które zostało oparte na starożytnej recepturze. W 1990 roku podczas wykopalisk w Egipcie odkryto Królewski Browar Królowej Nefertiti. W dziesięciu komnatach ważono piwo w czasach świetności Starożytnego Egiptu. Dzięki pozostałościom osadu po dawnym piwie naukowcom udało się wyodrębnić składniki, których używano w recepturze sprzed ponad 3 tysięcy lat. Dzięki współpracy ze szkockim piwowarem, Jimem Merringtonem, udało się wyprodukować 1000 butelek królewskiego piwa. Warto zaznaczyć, że pierwsza butelka sprzedana została za 7686 dolarów. Następnie cena spadła do 75 dolarów. Niestety po kilku latach browar ogłosił upadłość. Brewdog’s Sink the Bismarck – 80 dolarów Brewdog’s Sink the Bismarck to jedno z najbardziej oryginalnych piw w naszym zestawieniu. Co jest w nim takiego wyjątkowego? Otóż zawartość alkoholu w nim wynosi aż 41%! Trunek ten nazwany został na cześć najsłynniejszego niemieckiego pancernika, a powstał w ramach nieoficjalnego wyścigu o najmocniejsze piwo na świecie. Browar ten posiada cztery razy więcej chmielu niż standardowe piwo, a przy tym tworzony jest przez specjalny proces destylacji na zimno. Jedna mała butelka 330 ml kosztuje 80 dolarów. Z pewnością powiedzenie „wyjście na tylko jedno piwo” nabiera zupełnie nowego znaczenia! Crown Ambassador Reserve Lager – 90 dolarów Crown Ambassador Reserve Lager to piwo, do którego ważenia wykorzystywane są ręcznie zrywane szyszki chmielu i które dodatkowo przez rok leżakuje w dębowych beczkach. Browar ten ląduje w butelkach, które wyglądają niczym od szampana lub ekskluzywnego wina. Każda butelka ponadto podawana jest w specjalnym pudełku i aksamitnym pokrowcu. Zawartość alkoholu wynosi około 10 procent. Butelka 750 ml sprzedawana jest za 90 dolarów, choć niektóre wersje osiągnęły cenę nawet 800 dolarów. Sapporo Space Barley – 110 dolarów Piwo z Kosmosu! Jest to kolejne oryginalne piwo, które zawiera w sobie kosmiczne składniki. Mowa tutaj o jęczmieniu, który specjalnie został wyhodowany na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Po powrocie na Ziemię został on wykorzystany do produkcji piwa przez japoński browar. Dzięki temu można w pewnym sensie napić się cząstki kosmosu. Trunek ten sprzedawany był za 110 dolarów za sześciopak. Samuel Adams Utopias – 150 dolarów Jest to oficjalnie najdroższe piwo pochodzące ze Stanów Zjednoczonych. Trunek ten wydawany jest co dwa lata. Tworzony jest czterech rodzajów chmielu, a przy tym przez długi czas leżakuje w wiśniowych beczkach, po koniaku, bourbonie i szkockiej. Ponadto do każdego piwa dodawana jest odrobina syropu klonowego. Piwo wyróżnia się także zawartością alkoholu, która wynosi 27%. Stylowa jest w tym wypadku również butelka, która wykonana jest z niklu. Schorschbräu Schorschbock 57 – 275 dolarów Schorschbräu Schorschbock 57 to jedno z najmocniejszych piw na świecie. Zawartość alkoholu w jednej butelce wynosi aż 57,5%! Podobnie jak w przypadku Sink The Bismarck i tutaj wykorzystano metodę mrożenia podczas destylacji. Z nieoficjalnych informacji wiadomo, że powstało jedynie 36 butelek, a każda kosztuje 275 dolarów. Osoby, które skosztowały tego trunku, twierdzą, że charakteryzuje się on posmakiem orzechów i rodzynek. Carlsberg Jacobsen Vintage No. 1 – 400 dolarów Carlsberga kojarzą praktycznie wszyscy. Mało kto jednak wie, że wypuszcza on na rynek także specjalne edycje limitowane. Jedną z nich jest Jacobsen Vintage No. 1. Jest to piwo, do którego produkcji wykorzystuje się najlepsze odmiany chmielu oraz karmelu. Trunek ten przez sześć miesięcy leżakuje w dębowych beczkach. Pierwsza edycja liczyła sobie zaledwie 600 butelek. Według smakoszy wyczuwane są w nim nuty wanilii i kakao. Piwo to jest sprzedawane wyłącznie w ekskluzywnych restauracjach w Kopenhadze, a każdego roku tworzonych jest tylko 600 butelek. Dzięki specjalnemu przepisowi jest to trunek, który w przeciwieństwie do klasycznego piwa może wiele lat czekać na otwarcie. BrewDog End of History – 765 dolarów Jest to kolejne na liście piwo z gatunku najmocniejszych. Zawartość alkoholu w tym przypadku wynosi 55%. Oprócz wysokiego miejsca w takiej klasyfikacji jest ono także jednym z najdroższych. Jedna butelka kosztuje ponad 700 dolarów! Jest to jasne belgijskie ale, które mieszane jest z pokrzywami i owocami jałowca z górzystego regionu północnej Szkocji. Na cenę wpływa fakt, iż wyprodukowano zaledwie 12 butelek tego piwa, a każda z nich ozdobiona jest wypreparowanym zwierzęciem. Powstało 7 z łasic, 4 z wiewiórek i jedna z zająca. Obrońców zwierząt uspokajamy – są to ofiary wypadków drogowych. Nail Brewing’s Antarctic Nail Ale – 800 dolarów Jest to najdroższe piwo na świecie, które powstało specjalnie z myślą o zwierzętach. Członkowie Sea Shepherd Society specjalnie wylądowali helikopterem na jednej z gór lodowych na Antarktydzie. Zabrali z niej trochę śniegu, a następnie przetransportowali wodę do Perth w celu uwarzenia na niej piwa. Stworzono jedynie 30 butelek tego piwa. Pierwsza z nich sprzedana została na aukcji za 800 dolarów! Cały dochód ze sprzedaży trafił do Sea Shepherd Conservation Society – organizacji, która działa na rzecz ochrony środowiska morskiego. Źródło: luxlife.pl
  19. Jak smakuje wino sprzed ponad 1650 lat? Podobno z winem jest tak, że im starsze, tym lepsze. Choć w tym powiedzeniu jest wiele prawdy, to zdaje się jednak, że i tu są pewne granice. Bo jak smakować może wino liczące prawie 17 stuleci? Wiekowa butelka została odnaleziona podczas wykopalisk w rzymskim grobowcu w Spirze, jednym z najstarszych miast niemieckich, w roku 1867 i była analizowana już podczas pierwszej wojny światowej. Od ponad wieku jest eksponatem w Muzeum Historii Palatynatu i przyciąga uwagę historyków. Okrzyknięta została najstarszą butelką wina na świecie, a nazywana jest po prostu "butelką wina ze Spiru". Już od kilku lat historycy w Niemczech zadawali sobie pytanie czy otworzyć butelkę, czy nie. Uważa się, że wino wyprodukowane zostało nieopodal Spiry. Badacze są zdania, że trunek powstał i został zabutelkowany około 350 roku naszej ery. Szyjka butelki jest starannie zawoskowana i podobno wino z punktu widzenia mikrobiologicznego nie powinno być zepsute, ale prawdopodobnie nie dostarczy podniebieniu rozkoszy. Od kilku lat naukowcy starają się o pozwolenie na otwarcie butelki. Wszyscy zastanawiają się, jak może smakować znajdujący się tam trunek. Ocenia się, że wino jest już pozbawione alkoholu. Prawdopodobnie stworzone zostało z dodatkiem ziół - zgodnie z popularnymi ówcześnie recepturami. Niestety, z obawy o to, że po otwarciu butelki tlen może nieodwracalnie uszkodzić i butelkę wewnątrz, i całą zawartość, prawdopodobnie jeszcze długo nie dowiemy się, jak mogło smakować. Źródło: radiozet.pl
  20. Mike Tyson uczestniczył w festiwalu marihuany, gdzie został sfilmowany z gigantycznym jointem. Kiedyś uważano go za najbardziej niebezpiecznego człowieka na świecie. Dzielił i rządził w wadze ciężkiej, został jej najmłodszym mistrzem w historii. Jego porażka z Jamesem "Busterem" Douglasem była jedną z największych sensacji w historii. Dyskwalifikacja za odgryzienie kawałka ucha Evanderowi Holyfieldowi - jednym z największych skandali. Gdyby nie problemy osobiste, Mike Tyson mógł przebić takie legendy jak Muhammad Ali czy Joe Louis. Karierę ringową skończył w 2005 roku, po zawieszeniu rękawic na kołku wciąż wzbudzał kontrowersje. Długi, przemoc, bankructwo, ale też epizody aktorskie - "Żelazny Mike" do dziś jest dla tabloidów wdzięcznym tematem. Po niedawnej wizycie na festiwalu marihuany znów zrobiło się o nim głośno. 52-letni dziś Tyson został nagrany gdy palił gigantycznego, kilkudziesięciocentymetrowego jointa. Były pięściarz wielokrotnie przyznawał, że wierzy w medyczne właściwości marihuany, którą pali zresztą od wczesnej młodości. Po tym, jak Kalifornia zalegalizowała substancję, otworzył w Dolinie Śmierci 40-akrowe ranczo, w którym uprawia konopie.
  21. Automaty czyli szybkie odmiany gotowe od kiełka do plonu w ok. 3 miesiące. Nadają się zarówno na indoor jak i na outdoor. Jeśli znasz jakieś dobre automaty które mógłbyś polecić, to możesz podzielić się nimi w komentarzu.
  22. Z pewnością część doświadczonych rolników którzy uprawiają roślinki pod lampami mają swoje sprawdzone odmiany, możesz się podzielić informacją o danej odmianie, którą polecił byś do uprawy indoor
  23. Chyba jedne z najpopularniejszych odmian ostatnich lat na outdoor, są to takie odmiany jak, Durban Poison, Maroc, Passion#1, Easy Sativa, Purple Maroc, Maroc, Frisian Dew, Shaman itp, możecie dopisywać swoich faworytów
  24. Minister Zdrowia nie zgadza się na legalizację marihuany. Z argumentacją odlatuje wysoko Rok wyborczy to specyficzny okres, w którym jak bumerang powracają takie tematy jak aborcja, finansowanie kościoła, obniżka podatków i legalizacja miękkich narkotyków. Tę ostatnią kwestię poruszył Łukasz Szumowski, pełniący funkcję Ministra Zdrowia. Zacznijmy od pierwszego cytatu pana Ministra, który padł na antenie radia RMF FM: Dane medyczne pokazują niestety, że marihuana jest używką, która po pierwsze prowadzi do uzależnień, a po drugie zwiększa użycie pozostałych narkotyków. I to są raporty rządów, a nie NGO-sów przeciwnych – Łukasz Szumowski Niestety Minister nie sprecyzował o raporty jakich rządów chodzi, więc zacząłem szukać ich na własną rękę. Znalazłem jeden, który mniej więcej pasuje do opisu. Chodzi o kompleksowy raport przygotowany przez amerykańską Narodową Akademię Nauk, Inżynierii i Medycyny. Jego autorzy przeanalizowali ponad 10 tys. badań naukowych na temat szkodliwości marihuany, opublikowanych na przestrzeni lat 1999 – 2018. Dysponując tak obszernym materiałem źródłowym sformułowali oni 100 wniosków końcowych na temat tej używki. I rzeczywiście, jeden z nich mówi o tym, że marihuana może prowadzić do zażywania innych narkotyków, będąc tzw. gateway drug. Wniosek ten dość często pojawia się w starszych publikacjach na temat szkodliwości konopii, jak dotąd jednak nikomu nie udało się znaleźć żadnego twardego dowodu, który by go potwierdził. Nie jest to bynajmniej moje widzimisię – tak samo twierdzi chociażby amerykańska agencja rządowa CDC, której eksperci uważają, że ten temat wymaga dalszych badań. Obecne niczego takiego nie udowodniły. Do podobnych, chociaż jeszcze bardziej korzystnych dla marihuany wniosków doszło też wielu ekspertów zajmujących się leczeniem uzależnień. Ich zdaniem pewien procent ludzkiej populacji przejawia naturalne skłonności do nadużywania substancji psychoaktywnych takich jak alkohol, czy narkotyki. Biorąc pod uwagę fakt, że trawka jest stosunkowo łatwo dostępną substancją, osoby te bardzo często mają z nią styczność, zanim przerzucą się na twardsze używki. Czas teoretyzowania na temat szkodliwości marihuany powoli dobiega końca. Do niedawna oczywiście powyższe teorie były mocno dyskusyjne. Teraz jednak w dyskusji na temat tego, czy marihuana jest bramą do uzależnienia się od twardszych narkotyków można posiłkować się danymi statystycznymi ze Stanów Zjednoczonych, w których została ona całkowicie zalegalizowana. I tutaj robi się ciekawie. Z badań opublikowanych w JAMA Internal Medicine wynika, że w stanach, w których trawkę można kupić sobie legalnie w sklepie liczba zgonów spowodowanych przedawkowaniem opiatów spadła. Średnio o 25 proc. Jest to o tyle ironiczne, że większość tych zgonów powodowana jest przedawkowaniem leków przeciwbólowych produkowanych legalnie przez koncerny farmaceutyczne. Skala ich użycia w Stanach Zjednoczonych jest tak ogromna, że amerykańskie media od jakiegoś czasu nazywają to zjawisko kryzysem opioidowym. I żeby nie było, wcale nie twierdzę, że marihuana nie działa uzależniająco. Działa. Z badań Światowej Organizacji Zdrowia wynika, że ok. 9 proc. dorosłych użytkowników marihuany jest narażonych na uzależnienie się od tej substancji. Jest to w końcu używka rekreacyjna, zażywana dla przyjemności, która wchodzi w interakcję z naszym ośrodkiem nagrody w mózgu. Tak samo działa chociażby alkohol, którego ok. 15 proc. użytkowników pasuje do tzw. profilu uzależnionych. W przypadku nikotyny wskaźnik ten wynosi 32 proc. Pełny obraz sytuacji nie wygląda już tak strasznie, jak przedstawił go Minister Zdrowia. W dalszej części wywiadu dla RMF FM, Łukasz Szumowski dodaje: Mam nadzieję, że marihuana w Polsce nie będzie zalegalizowana, bo przykłady krajów, gdzie została zalegalizowana, wyraźnie pokazują, że problem z uzależnieniami rośnie. No tutaj, gdybym chciał być złośliwy, napisałbym, że ta wypowiedź to typowe palenie głupa. W żadnym kraju, w którym zalegalizowano marihuanę nie doszło bowiem do zwiększenia się liczby osób od niej uzależnionych. W Portugalii, która w 2000 r. miała największy odsetek osób uzależnionych od narkotyków (głównie od opiatów) ich liczba spadła niedługo po… ich dekryminalizacji. Aha, żeby było jeszcze śmieszniej, CBD, czyli jeden ze związków zawartych w trawce może pomagać w leczeniu uzależnienia od alkoholu i tzw. twardych narkotyków. Jeśli pan Minister dysponuje danymi, które twierdzą coś innego, chciałbym się z nimi zapoznać. Przy okazji chciałbym przypomnieć, że według badań Europejskiego Centrum Monitorowania Narkotyków i Narkomanii (EMCDDA) aż 83 mln Europejczyków miało styczność z tą używką. Gdyby jej demonizowanie przez Łukasza Szumowskiego było prawdą, Europa miałaby nie lada kłopot z tym narkotykiem. Tymczasem kolejne kraje decydują się na liberalizację prawa związanego z tą używką. Coś tu się chyba nie zgadza. Legalizacja marihuany jest zresztą tylko i wyłącznie kwestią czasu Bezpowrotnie bowiem minęły czasy, w których można było czarować społeczeństwo hasłami w stylu „gdy czarnoskóry mężczyzna zapali skręta, staje się on na tyle bezczelny, że patrzy w oczy białemu człowiekowi”. Nie, nie jestem rasistą. Cytuję (co prawda z pamięci, więc wybaczcie nieścisłości) film propagandowy, który w 1936 r. powstał w Stanach Zjednoczonych dzięki rządowemu finansowaniu. W ostatnich latach narracja ta odwróciła się o 180 stopni. Coraz więcej stanów decyduje się na pełną legalizację marihuany i – patrząc na wzrost wpływów z podatków – bardzo dobrze na tym wychodzi. Możecie nie zdawać sobie z tego sprawy, ale przemysł związany z trawką w Stanach i w Kanadzie (z której importujemy już jej medyczne odmiany) jest jedną z najszybciej rozwijających się gałęzi tamtejszych gospodarek. To oznacza, że konopnych przedsiębiorców stać już na wynajęcie bardzo zaradnych lobbystów, którzy prędzej, czy później zaczną starać się o nowe rynki zbytu. W tym o Europę. Światowa Organizacja Zdrowia opublikowała zresztą w tym tygodniu rekomendację, w której sugeruje zmianę klasyfikacji marihuany. WHO chce wykreślić rośliny konopii indyjskich i pozyskiwaną z nich żywicę z najbardziej restrykcyjnej grupy IV zawartej w Jednolitej Konwencji o Środkach Odurzających. W tej samej grupie jest m.in. heroina. ONZ zajmie się tą sprawą jeszcze w tym roku. Prawdopodobnie w marcu, podczas obrad Komisji ONZ ds. narkotyków. Piszę prawdopodobnie, ponieważ głosowanie w tej sprawie miało odbyć się w grudniu zeszłego roku. Z nieznanych przyczyn zostało jednak odwołane. Unia Europejska nie będzie się zresztą jakoś strasznie opierać przed wizją legalizacji. Z tego co mówi najlepiej poinformowany w tym temacie polski poseł – Piotr „Liroy” Marzec, w unijnych kuluarach mówi się o perspektywie legalizacji w ciągu najbliższych 10 lat. Polska ma doskonałe warunki i zaplecze, jeśli chodzi o hodowlę tej rośliny, więc trzymam kciuki, żebyśmy nie obudzili się z ręką w nocniku i zamiast dać się zdominować przez zagranicznych producentów trawki, sami powalczyli o zagraniczny rynek. Samą używką nie ma się zresztą co ekscytować. Poziom wiedzy na jej temat w naszym społeczeństwie wciąż rośnie, przez co przestaje być ona jakimś ekscytującym, zakazanym owocem. No ale rok wyborczy rządzi się swoimi prawami. Źródło: spidersweb.pl
  25. Nowe Volvo pojadą maksymalnie 180 km/h. Nawet na autostradzie. Powód? Oczywiście bezpieczeństwo W motoryzacji słowa "Volvo" i "bezpieczeństwo" niemal zawsze idą ze sobą w parze. Szwedzka marka od dawna jest jednym z liderów pod tym względem. Volvo ma kolejny pomysł na poprawę bezpieczeństwa - ograniczy prędkość maksymalną swoich aut. Volvo już jakiś czas temu zapowiedziało odważnie, że od 2020 roku nikt nie zginie na pokładzie samochodów tej marki. Szwedzi, którzy od dawna uchodzą w branży za liderów pod względem bezpieczeństwa, nie przestają inwestować ogromnych pieniędzy w rozwój nowoczesnych systemów. Volvo ma skąd brać dolary na dopracowywanie swoich technologii - należy do chińskiego giganta Geely. Prędkość maksymalna nowych Volvo - 180 km/h Teraz dowiedzieliśmy się od samego szefa Volvo, Hakana Samuelssona, że nowe samochody szwedzkiego producenta od 2020 roku będą sprzedawane z blokadą prędkości maksymalnej. Znamy to dobrze z wielu sportowych modeli, zwłaszcza tych niemieckich. Elektroniczny kaganiec nakładany jest na samochód zwykle przy 250 km/h, a żeby auto pojechało więcej trzeba wykupić specjalny pakiet. Volvo zamierza pójść krok dalej i ograniczyć prędkość maksymalną swoich modeli do 180 km/h. "Nie ma powodu, żeby nowymi Volvo można było jechać więcej niż 180 km/h. Jeżeli spojrzysz na niemieckie autostrady, to powodem dużej części wypadków jest właśnie nadmierna prędkość" - powiedział Hakan Samuelsson w rozmowie z serwisem Bloomberg, później zwrócił uwagę, że 180 km/h to właśnie granica zdrowego rozsądku. Źródło: moto.pl
×
×
  • Dodaj nową pozycję...