Dodam coś od siebie na ten temat. Liczę, na wypowiedzi również innych osób bo bardzo jestem ciekaw Waszych spostrzeżeń i doświadczeń.
Ponownie ostatnio zastanawiając się na intensywnością i różnicą doznań z obu metod zażywania suszu między jego paleniem a inhalacją postanowiłem sprawdzić w internetach co inni sądzą. Pamiętam, że przy rozważaniu zakupu waporyzatora grubo ponad rok temu, już wtedy szukałem i czytałem.
Wiele opinii było wykreowanych przez producentów lub były sponsorowane, a o uczciwe opinie i recenzje ciężko. Ogólnie było pół na pół. O co było również ciężko - mało kto miał "dobry" sprzęt do tego celu.
Obecnie od ponad roku tylko waporyzowałem - często i nieraz obficie. Obrabiam drugą sztukę Mighty - a więc sprzęt najlepszy i konkretny. Testowałem i robiłem wiele doświadczeń - przez temperatury, zabawę z wilgocią suszu, ilości, przerwy itp. Jestem przeciwnikiem klasycznego palenia - raz, że mnie drażni bardzo w gardło, płuca i podniebienie a dwa smród jest dla mnie nieakceptowalny i potworny. Ostatnio jednak, po dłuższej bo miesięcznej przerwie inhalowalem 3 dni pod rząd dobry towar. O ile pierwszego dnia "klasa" i weszło super o tyle 3 dnia tolerancja znów tak wskoczyła wysoko, ze zacząłem zastanawiać się nad skutecznością tej metody. Dodam, że znajomy, który pali również dużo i często mamy to samo - spalał tego mniej (czyt. był bardziej ekonomiczny) niż ja przy waporyzacji. Chcąc to sprawdzić, następnego dnia wieczorem nie z waporyzotara najpierw, a z bongo zapaliłem - weszło intensywniej.
Co zaobserwowałem:
- waporyzacja jest słabszą metodą od palenia klasycznego (szacując całkowicie organoleptycznie około 15-30%)
- waporyzacja jest na pewno mniej ekonomiczna i potrzeba więcej suszu dla tego samego efektu
- waporyzacja jest mało "infekcyjna" - wygoda, smrodliwość, szkodliwość, dyskrecja - tutaj duża przewaga
Dla niedzielnych i weekendowych palaczy - nie zastanawiałbym się ani sekundę i wybrał waporyzator. Intensywność doznań i tzw. bania potrafi być zniewalająca i wbić w fotel grubo - osoby, które nie palą na co dzień, częstując się były nie raz dosłownie zmiatane.
Dla osób, które palą w miarę często i umiarkowanie - również, brać waporyzator, jednak co najmniej pokroju Paxa lub właśnie Mighty. 600zł to minimum.
Problem zaczyna się dla takich osób jak ja - bardzo często palących nawet kilka razy w tygodniu lub wpadających w ciągi. Już sam fakt palenia tak często jest problematyczny i bardzo nie polecam, sam nad tym pracuje, jednak nie to jest tematem wywodu. Zużywane ilości są i tak na prawde spore - a czy będą większe o 25% gdy palimy z waporyzatora czy mniejsze paląc klasycznie ... to chyba nie ma znaczenia - bo mówimy i tak o dużych ilościach. Nie wyobrażam sobie palić tak często klasycznie... po prostu nie wiem jak - musi to być wyniszczające jeszcze bardziej. Zastanawiam się również, na ile tolerancja paląc klasycznie, była by wyższa lub inna.
Reasumując.
Waporyzator jest trochę słabszy i trochę mniej ekonomiczny, ale należy podkreślić - że tylko dla osób często palących. Jeżeli uprawiawsz tę przyjemność raz na jakiś czas - kilka razy w miesiącu, nie odczujesz ani słabszej strony waporyzacji ani też nie ugodzi Cie to w kieszeń.
Zalety waporyzacji są na tyle duże, zwłaszcza zdrowotne, że rekompensują koszta i wymienione minusy.
Osoby palące bardzo dużo i tak powinny 'palić' z waporyzatora. Jednak częste palenie czy inhalowanie i tak jest złe! Zakładając, zatem palenie 1-2 razy w tygodniu - waporyzator sprawdzi się i tak rewelacyjnie a haj nie będzie odbiegać od palenia klasycznego zapalenia.
Osoby palące częściej niż w weekend będą odczuwać niedosyt przy inhalowaniu i chcąc uzyskać lepszy i mocniejszy efekt - będą sięgać po bonga i inne wiadra.