-
Liczba zawartości
5,752 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
105
Zawartość dodana przez Tester
-
Zdaniem posłów z klubu Kukiz’15, uprawa konopi innych niż włókniste powinna być prowadzona przez Instytut Włókien Naturalnych i Roślin Zielarskich z siedzibą w Poznaniu, pod nadzorem ministra rolnictwa. 1 listopada 2017 roku weszła w życie ustawa regulująca kwestię stosowania leków wytwarzanych na bazie konopi medycznych i dopuszczone zostało stosowanie konopi w celach medycznych. Do Polski mogą być sprowadzane produkty lecznicze zawierające kannabinoidy, jeżeli ich zastosowanie jest niezbędne dla ratowania życia lub zdrowia pacjenta. Takie uregulowanie wymaga importowania surowca roślinnego niezbędnego do wytwarzania leków recepturowych z państw trzecich, które prowadzą uprawy oraz eksport konopi na cele medyczne, a w Polsce zakazane jest prowadzenie upraw konopi na cele medyczne. Dopiero po roku, 17 grudnia 2018 roku medyczna marihuana pojawiła się w polskich aptekach. Tego samego dnia posłowie klubu Kukiz’15 po raz kolejny powiedzieli, że zakaz uprawy konopi na cele medyczne w Polsce to błąd i przedstawili projekt ustawy, mającej to zmienić. „Przepisy ustawy z 7 lipca 2017 r. stanowią jedynie fasadowe rozwiązanie, za którym nie idą realne zmiany dla obywateli. Regulacja opierająca się na założeniu importowania surowca roślinnego z państw, które dopuszczają jego uprawę oraz eksport jest połowiczna i dla pełnej realizacji celu jakim jest leczenie oraz uśmierzanie bólu pacjentów konieczne jest pozwolenie na prowadzenie upraw konopi do celów medycznych w Polsce. Uprawa taka powinna być prowadzona w rozmiarze dostosowanym do zapotrzebowania polskiego rynku, jednocześnie będąc pod ścisłym monitoringiem jednostki prowadzącej uprawę oraz pod nadzorem władzy państwowej” - podano w uzasadnieniu projektu zakładającego, że dozwolona byłaby uprawa konopi oraz zbiór ziela i żywicy konopi innych niż włókniste w celu wytwarzania substancji czynnej - wyłącznie przez instytut badawczy nadzorowany przez ministra właściwego do spraw rolnictwa. Jak podano, instytutem badawczym, który byłby najbardziej odpowiedni do prowadzenia tego rodzaju upraw, jest Instytut Włókien Naturalnych i Roślin Zielarskich z siedzibą w Poznaniu. Gdyby dopuszczono możliwość uprawy konopi na cele medyczne w Polsce, byłaby większa dostępność leków dla pacjentów, a także ich niższy koszt. Jak wyliczono, koszt legalnego wyprodukowania 1 funta marihuany (czyli ok. 453 gr) w USA wynosi w przybliżeniu 600 dolarów, a zatem ok. 1,3 dol. za gram suszu. Zakładając, iż koszty produkcji suszu kształtują się w Polsce na podobnym poziomie, oznaczałoby to, iż wyprodukowanie 1 grama konopi na cele medyczne kosztowałoby ok. 4,5 zł. Cena sprowadzanych z zagranicy produktów za opakowanie jednostkowe 5 g wynosi od 165,00 zł brutto do 185,00 zł brutto, zatem koszt miesięcznej terapii dla pacjenta (potrzebującego średnio 30 g) wynosi około 1 000 zł. To już kolejna inicjatywa posłów zmierzających do wprowadzenia kontrolowanych upraw konopi w Polsce. Źródło: farmer.pl
-
- Używajcie moich konopi do woli! – zachęca rolnik Roman Szewczyk (62 l.). Jego uprawą już kilkakrotnie interesowali się policjanci, a często się zdarza, że amatorzy marihuany wyrywają mu z pola kilka roślin i odjeżdżają z piskiem opon. – W zeszłym roku, gdy po raz pierwszy posiałem konopie włókniste w swoim ogrodzie, to niemal co noc jakiś amator konopi przełaził przez płot i kradł kilka roślin – śmieje się rolnik, właściciel 20-arowego pola z konopiami w miejscowości Kręgi (Zachodniopomorskie). Uprawą tej wzbudzającej niezdrową ciekawość ludzi rośliny rolnik zajął się, gdy jego żona Agnieszka zachorowała na raka i razem poszukiwali naturalnych sposobów, które pozwoliłyby ją wspomóc w walce z chorobą. Teraz pani Agnieszka codziennie pije napar z konopi, który ma m.in. działanie przeciwbólowe. – Kiedyś ta roślina była powszechnie uprawiana przez polskich rolników – mówi Szewczyk. – Jej włókna były wykorzystywane w produkcji odzieży, papieru i sznurka. Teraz znajduje zastosowanie w budownictwie do ocieplania domów. Mnie szczególnie zainteresowały jej bogate właściwości lecznicze i dlatego ją hoduję. Niestety, większość Polaków zna tylko konopie indyjskie pod nazwą marihuana i kojarzy je z narkotykami. Właśnie dlatego rolnika kilkakrotnie już odwiedziła policja i sprawdzała, czy ma wymaganą zgodę na uprawę tej rośliny. W tym roku, aby uniknąć nocnych wizyt na swoim podwórku, Roman Szewczyk zasiał również pas roślin już za płotem wzdłuż drogi. – Każdy kto chce, może sobie trochę narwać – mówi pan Roman.
-
Naukowcy z Uniwersytetu Illinois i Uniwersytetu Chicago chcieli sprawdzić, czy palenie marihuany naprawdę odpręża. Podkreślają, że w badaniach wykorzystali bardzo małe dawki THC. – Takie, jakie przyjmuje się podczas kilku zaciągnięć – wyjaśniała Emma Childs, jedna z autorek badań. Mniejsza dawka była nieodczuwalna, większa wystarczała, by wywołać łagodny efekt euforyczny. Znaleźli 42 palaczy marihuany (nie regularnych użytkowników, ale takich, którzy mieli z konopiami okazjonalny kontakt). Następnie dali im kapsułki z tetrahydrokannabinolem (THC), głównym psychoaktywnym składnikiem marihuany. Uczestnicy zostali podzieleni na trzy grupy – pierwsza dostała 7,5 miligrama THC, druga – 12,5, trzecia zaś placebo. Po zażyciu specyfiku badani relaksowali się przez dwie godziny. Następnie mieli wykonać serię stresujących zdań, m.in. brali udział w symulowanej rozmowie o pracę, podczas której nie dostawali od prowadzącego żadnej informacji zwrotnej, albo mieli publicznie odejmować kilkakrotnie 13 od pięciocyfrowych liczb. Okazało się, że jedynie mniejsza dawka THC – 7,5 miligrama – fak- tycznie odprężała uczestników (byli bardziej zrelaksowani niż grupa kontrolna). Większa – 12,5 miligrama – zwiększyła stres badanych. Przed rzekomą rozmową o pracę częściej określali się jako zdenerwowani, a w jej trakcie częściej zacinali się i robili pauzy. Warto podkreślić, że rzetelne eksperymenty naukowe z konopiami są rzadkością – ze względu na to, że w wielu krajach dostęp do nich jest ściśle regulowany, naukowcy bardzo rzadko dostają zgodę na przeprowadzanie testów mierzących wpływ palenia marihuany na człowieka. Źródło: focus.pl
-
Jakie są najbardziej uzależniające narkotyki? To pytanie wydaje się proste, ale odpowiedź zależy od tego, kogo zapytamy. Z punktu widzenia różnych badaczy, uzależniający potencjał substancji może być oceniana w kilku kategoriach. Pierwsza kategoria to szkody, jakie dana substancja powoduje w organizmie. Druga, to cena środka (kupowanego nielegalnie) – niska może powodować większe nim zainteresowanie. Trzecia to stopień i zasięg aktywowania dopaminy w mózgu. Czwarta – stopień odczuwalnej przyjemności po zażyciu substancji. Piąta – siła i stopień efektów potencjalnego odstawienia substancji, oraz szósta – czas, po jakiego upływie zauważy się uzależnienie. Istnieją oczywiście inne aspekty, które bierze się pod uwagę w ocenie potencjału uzależniającego danej substancji, ale istnieją i naukowcy, którzy twierdzą, że żaden lek nie może uzależnić każdego człowieka. Ze względu na zróżnicowane punkty widzenia naukowców, tworząc listę najbardziej uzależniających substancji, należało o ich potencjał zapytać wielu ekspertów o odmiennych punktach widzenia. W 2007 roku David Nutt, psychiatra uniwersytetu w Cambridge, postanowił zebrać opinie w jednym zestawieniu, biorąc pod uwagę wszystkie zgłoszone informacje i stanowiska i oceniając je w skali punktowej. Co z tego wyszło? HEROINA Pierwsze miejsce w rankingu najbardziej uzależniających substancji zajęła heroina. Jak działa? Zwiększa poziom dopaminy – tzw. hormonu szczęścia – w mózgu, aktywując układ nagrody. To zbiór struktur mózgowych związanych z odczuwaniem przyjemności. Badania na zwierzętach doświadczalnych wykazują, że ilość dopaminy wzrasta w krótkim czasie nawet o 200 procent. Ten efekt powoduje uzależnienie psychiczne po zażyciu zaledwie jednej dawki heroiny. Ponadto zażywanie heroiny jest niebezpieczne także dlatego, że dawka, która może spowodować śmierć jest tylko pięć razy większa niż dawka wymagana dla osiągnięcia stanu upojenia narkotykiem. Przy dłuższym zażywaniu narkotyku mogą pojawić się opóźnienia w jego działaniu – a to zachęca do zwiększenia dawki. Heroina była kiedyś sprzedawana legalnie. KOKAINA Kokaina charakteryzuje się silnym działaniem pobudzającym – wprowadza układ nerwowy w stan nadaktywności przy użyciu dopaminy, której wydziela się coraz więcej. Układ nagrody korzysta z przekazywanych przez neurony informacji o przyjemności, nie potrafiąc jednocześnie zablokować tego sygnału. To niepoprawne działanie układu nagrody powoduje nadaktywność neuronów i szybki wzrost poziomu dopaminy – potrafi on wzrosnąć nawet trzykrotnie. Dzięki pobudzeniu mózgu człowiek przestaje odczuwać zmęczenie, ból (dlatego kokaina stosowana była w medycynie jako środek znieczulający) i inne dolegliwości. Szacuje się też, że między 14 – 20 milionów ludzi na świecie korzysta z kokainy, a w 2009 roku rynek tego narkotyku był wart około 75 miliardów dolarów. Kokaina w postaci „cracku” (forma krystaliczna) została uznana przez ekspertów za trzeci najbardziej szkodliwy narkotyk na świecie, a kokaina w proszku – powodująca łagodniejsze skutki odurzenia – za piąty. Około 21 procent ludzi, którzy próbują kokainy, staje się uzależnionymi. Kokaina jest podobna pod tym względem do innych uzależniających używek, jak metamfetamina – która jest coraz większym problemem, ponieważ staje się coraz powszechniej dostępna – i amfetamina. NIKOTYNA Nikotyna jest głównym składnikiem uzależniającym w tytoniu. Podczas palenia papierosa nikotyna jest szybko wchłaniana przez płuca i dostarczana do mózgu. Według ekspertów jest to trzecia najbardziej uzależniająca substancja na świecie. Ponad dwie trzecie Amerykanów, którzy kiedykolwiek zaczęli palić regularnie, uzależniło się od nikotyny. W 2002 roku Światowa Organizacja Zdrowia oszacowała liczbę palaczy na świecie na pond 1 miliard. Szacuje się również, że palenie tytoniu zabijać będzie ponad osiem milionów ludzi rocznie już w 2030 roku. Gdy badano zachowania szczurów, te po podawaniu im nikotyny błyskawicznie nauczyły się naciskać umieszczony w klatce przycisk, który natychmiast podawał im nikotynę bezpośrednio do krwiobiegu – to powodowało szybki wzrost dopaminy działającej w układzie nagrody o 25 do 40 procent. Rak płuc jest najczęściej diagnozowanym typem nowotworu w Polsce. BARBITURIANY Barbiturany są grupą leków, które początkowo były stosowane w leczeniu stanów lękowych oraz jako środki nasenne. Wpływają na przekazywanie sygnałów w mózgu, czego skutkiem jest czasowe „wyłączenie” różnych jego obszarów. W niskich dawkach barbiturany powodują euforię, ale w większych mogą być śmiertelne, ponieważ poważnie spowalniają, a nawet hamują oddychanie. Dawniej uzależnienia od barbituranów były powszechne, gdyż leki te chętnie przepisywano pacjentom. Jednak po nadejściu ery nowej generacji leków przeciwlękowych i usypiających liczba uzależnionych znacznie spadła. Podkreśla to zresztą rolę, jaką w kontekście uzależnienia odgrywa dostępność substancji. Jeśli uzależniającym narkotykiem nie jest lek powszechnie dostępny, może zrobić niewiele szkód. Mimo tego, biorąc pod uwagę tempo uzależniania się, oceniono barbiturany jako czwartą najbardziej uzależniającą substancję świata. ALKOHOL Alkohol działa na mózg na wiele różnych sposobów, ale to efekt podwyższenia podniesienia poziomu dopaminy w mózgu o 40 do 360 procent sprawił, że substancja ta wskoczyła na wysokie miejsce w rankingu. Co więcej – im dłużej spożywany jest alkohol, tym szybciej i bardziej poziom dopaminy wzrasta. Około 22 procent ludzi, którzy kiedykolwiek wzięli alkohol do ust rozwinie uzależnienie od tej substancji. Światowa Organizacja Zdrowia szacuje, że 2 miliardy ludzi spożywało alkohol regularnie od 2002 roku (liczba wzrasta), a ponad 3 miliony osób zmarło w 2012 roku w wyniku uszkodzeń ciała spowodowanych piciem alkoholu (to zarówno skutki wypadków, jak i patologicznych zmian w organizmie). Lista nie wydaje się szczególnie zaskakująca, choć w ciągu kilku lat pozycje poszczególnych substancji dynamicznie się zmieniały. Jako ciekawostkę można dodać, że mimo wieloletnich badań, wśród wszystkich narkotyków wymienianych w rankingu, nigdy nie pojawiła się marihuana. Eric Bowman jest wykładowcą psychologii i neurologii na Uniwersytecie w St Andrews (Szkocja). Główny obszar jego zainteresowań, to neurologiczne konsekwencje uzależnień. Artykuł został oryginalnie opublikowany w serwisie The Conversation.
-
Po 8 latach Amerykanie mają szansę stać się niezależni od Rosji. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, już w lecie będą mogli sami wysyłać ludzi w kosmos. W sobotę rano polskiego czasu firma SpaceX wystrzeliła na orbitę testowy statek Crew Dragon. Jego wyjątkowość polega na tym, że jest przystosowany do transportu ludzi na niską orbitę okołoziemską czyli do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS). A to właśnie rzecz, z którą Amerykanie mają ogromny problem – od 8 lat, czyli od czasu zakończenia programu lotów wahadłowców, żaden statek USA nie jest w stanie zawieźć na ani zabrać ludzi z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Tym samym mocarstwo technologiczne i gospodarcze, za jakie uważają się Stany Zjednoczone pozostaje całkowicie zależne w załogowej eksploracji kosmosu od swojego głównego rywala – Rosji. Wszystkie załogowe loty odbywają się dzięki rosyjskim (a raczej radzieckim) statkom Sojuz. Rosjanie skwapliwie z tego korzystają i stale podnoszą ceny lotów w kosmos. W 2011 roku za jednego astronautę liczyli sobie 40 mln dolarów. Tymczasem zeszłoroczne loty kosztowały już ponad 80 mln dolarów od głowy. Poza pieniędzmi cała sprawa ma znaczenie strategiczne. Mając taki atut w ręku Rosja ma naprawdę mocny argument w różnych pozakulisowych negocjacjach. Wystarczy wyobrazić sobie reakcję obywateli USA na wieść, że ich rząd nie jest w stanie ściągnąć na Ziemię astronautów w sytuacji, gdy Rosjanie z jakichś „technicznych powodów” zawieszają na długo loty Sojuzów. Nic więc dziwnego, że NASA od dawna stara się załatać tę dziurę. Ale tym razem agencja nie zamierza budować „krótkodystansowych” statków – zamiast tego ma skupić się na lotach na Księżyc i na Marsa. Statek Crew Dragon Fot. SpaceX Misję powierzono podmiotom prywatnym i obecnie swoje pojazdy opracowują SpaceX i Boeing. NASA z każdą z tych firm podpisała kontrakt na 6 lotów orbitalnych, ale warunkiem jest przeprowadzenie dwóch testowych lotów. Pierwszego bez załogi, drugiego z dwuosobową załogą testującą statek. Pierwszy zdążył właśnie SpaceX ze swoim Crew Dragonem. Firma ma już spore doświadczenie, bo od 7 lat bezzałogowe Dragony wożą na Międzynarodową Stację Kosmiczną zaopatrzenie. Crew Dragon, który wystartował w sobotę i dotarł do ISS w niedzielę, różni się oczywiście od wersji transportowej. Jego hermetyzowana część może zmieścić 7 astronautów, pod nią znajduje się część transportowa. Pojazd wyposażono w 8 specjalnych silniczków SuperDraco, których zadaniem jest oddzielenie i ewakuacja kapsuły z załogą w razie awarii rakiety, która wynosi statek na orbitę. Na pokładzie poleciał tylko jeden „pasażer”. Pamiętacie, jak SpaceX wysłało w stronę Marsa samochód Tesla z manekinem za kierownicą? Podobny manekin odziany w skafander kosmiczny SpaceX siedzi w kapsule. Jego ciało naszpikowane jest czujnikami, których zadaniem było przekazywanie wszelkich parametrów, które będą miały znaczenie dla przyszłych pasażerów. Wnętrze kapsuły Crew Dragon przed wejściem na pokład załogi ISS. Fot. NASA Sobotni start wyglądał nieco inaczej, niż loty transportowe. Trajektoria lotu była mniej stroma, by – w razie konieczności przerwania misji i oddzielenia kapsuły – nie narażać załogi na duże przeciążenia. Rakieta po oddzieleniu się od kapsuły odwróciła się i z powodzeniem wylądowała na barce. W niedzielę o 11:51 czasu polskiego Crew Dragon zadokował do ISS, a o 14:07 na jego pokład weszli astronauci przebywający na Stacji. Statek pozostanie zadokowany do 7 marca. Wówczas rozpocznie powrotną podróż na Ziemię symulując powrót z astronautami powracającymi z ISS. 8 marca kapsuła ma wodować na Atlantyku wyhamowując przy pomocy spadochronów. To ryzykowny etap, bo statek poddany jest bardzo wysokim temperaturom i obciążeniom. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, wkrótce odbędzie się misja z załogą testową, a już latem Crew Dragon zacznie latać na ISS przewożąc normalną załogę. Źródło: crazynauka.pl
-
Podczas kontroli policyjnych stróże prawa coraz częściej zwracają uwagę nie tylko na to, czy zatrzymana osoba znajduje się pod wpływem alkoholu, ale także czy nie zażywała środków odurzających. Kanadyjscy naukowcy przeprowadzili badania mające na celu ustalenie, jak jazda po marihuanie wpływa na bezpieczeństwo. O ile alkohol działa na każdego w bardzo podobny sposób, o tyle palenie marihuany może różnie wpływać na poszczególne osoby w zależności od mnóstwa czynników. W Kanadzie przeprowadzono badania, w których pod lupę wzięto 49 111 osób poważnie poszkodowanych w wypadkach, w tym także ofiary śmiertelne. Naukowcy zwrócili szczególną uwagę na przypadki, w którychtetrahydrokannabinol, a więc substancja psychoaktywna zawarta w konopiach, była obecna we krwi ofiary — bez alkoholu oraz innych narkotyków. Okazało się, że kierowcy, którzy do 3 godzin przed prowadzeniem pojazdu palili marihuanę, muszą się liczyć z 50% zwiększonym prawdopodobieństwem wzięcia udziału w incydencie drogowym.Badania jednoznacznie pokazały też, że prowadzenie pod wpływem marihuany jest i tak sporo bezpieczniejsze od jazdy na podwójnym gazie. Co ciekawe jednak, do tej pory publikowano także wyniki badań, według których prowadzenie pod wpływem konkretnych dawek THC w pewnych przypadkach może pozytywnie wpłynąć na stopień koncentracji i sprawić, że kierowca jedzie wolniej i rozważniej. Źródło: Autoblog.com
-
Spektrum Cannabis, firma sprowadzająca marihuanę do Polski poinformowała, że od czwartku 17 stycznia 2019 susz będzie już dostępny w Polsce. Uspokajamy jednak wszystkich amatorów i przeciwników tzw. lekkich narkotyków – nie chodzi tu o „trawkę” do palenia. Legalnie będzie można kupić tylko marihuanę leczniczą. A i to nie tak łatwo i tanio. Marihuana do Polski sprowadzana jest przez Spektrum Cannabis, członka kanadyjskiej grupy Canopy Growth Corporation. To, póki co, jedyna firma, która od Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych otrzymała zgodę na obrót marihuaną w Polsce. Jak firma poinformowała „Gazetę Wyborczą”, susz już trafił do Polski. Tyle tylko, że nie można ot tak wejść do apteki i go zakupić. Gram, który będzie kosztował ok. 65 złotych, dostępny będzie tylko po okazaniu recepty (tą wypisać może każdy lekarz). Do tego apteka dopiero wtedy zamówi potrzebną ilość z hurtowni. - Do tej pory mieliśmy prawo, które pozwalało na stosowanie medycznej marihuany, ale nie mieliśmy leku. Dla pacjentów zaczyna się nowa era. - Zauważa, cytowany przez „GW”, dr Jerzy Jarosz, anestezjolog i specjalista leczenia bólu z Hospicjum św. Krzysztofa w Warszawie. Doktor zaznacza też, że nie musimy obawiać się, że nagle wszyscy zaczną przepisywać pacjentom marihuanę. On sam taką receptę przekazałby na ręce jedynie 15 proc. zgłaszających się do niego chorych. Medyczna marihuana ma być stosowana przede wszystkim do uśmierzania bólu i w schorzeniach neurologicznych, np. w przypadku stwardnienia rozsianego czy bóli nowotworowych. Źródło: superbiz.se.pl
-
Nowe badania opublikowane w tym miesiącu w czasopiśmie Health Economics wykazały, że medyczna marihuana może być kluczem do utrzymania pracowników zdrowych i szczęśliwych. San Francisco Gate donosi, że naukowcy odkryli statystyczne zależności odnośnie mniejszej ilości zwolnień lekarskich w stanach, które umożliwiają bezpieczne i legalne medyczne wykorzystanie konopi. Według badań, nieobecności zatrudnionych w różnych firmach i instytucach we wspomnianych stanach zredukowały się od 8% do 15% w stosunku do stanów, które wciąż zakazują leczniczego wykorzystania marihuany. Autor analiz Darin F. Ulman twierdzi, że “efekt ten jest najbardziej widoczny w miejscach o “liberalnym” podejściu do tematu medycznej marihuany (np. Kalifornia czy Kolorado). Spadek wykorzystywanych zwolnień lekarskich zauważa się głównie u pełnoetatowych pracowników, mężczyzn w średnim wieku, którzy to najczęściej są predysponowani do uzyskania karty pacjenta medycznej marihuany.” Pacjenci medycznej marihuany rzadziej na zwolnieniach lekarskich „Pomimo tego, że nie można bezpośrednio zidentyfikować pracowników, jako posiadaczy kart pacjenta medycznej marihuany to warto zaznaczyć, że to właśnie w grupie mężczyzn w średnim wieku absencja w pracy spadła znacząco. Według oficjalnych statystyk to właśnie ta grupa społeczna jest najczęściej korzystającą z dobrodziejstw produktów konopnych” kontynuuje Ulman. „Ze względu na brak wcześniejszych badań, uzasadnione są dalsze analizy w tej konkretnej dziedzinie.” Źródło: hightimes.com
-
Jesteśmy krajem o jednym z największych spożyć piwa w Europie. Coraz bardziej cenimy sobie produkty z browarów regionalnych. Przyzwyczailiśmy się do tego, że za butelkę piwa płacimy w sklepie od kilku do kilkunastu złotych. Tymczasem istnieją takie tytuły, za które przyjdzie nam zapłacić całkiem spore pieniądze. Oto najdroższe piwa na świecie. Pabst Blue Ribbon 1844 – 44 dolary Pabst Blue Ribbon 1844 to specjalne piwo, które można zakupić jedynie na rynku chińskim. Powstała jego wersja na rynek amerykański, lecz znacząco różni się od klasycznej. Trunek ten tworzony jest na niemieckich karmelowych słodach. Ponadto specjalnie dojrzewa w niezwęglonych beczkach po whisky. Charakteryzuje się także niezwykle elegancką butelką. Za całość odpowiada mistrz browarnictwa Alan Kornhauser. Jedna butelka piwa o zawartości 6% alkoholu kosztuje 44 dolary. Tutankhamun Ale – 75 dolarów Jest to niezwykłe piwo, które zostało oparte na starożytnej recepturze. W 1990 roku podczas wykopalisk w Egipcie odkryto Królewski Browar Królowej Nefertiti. W dziesięciu komnatach ważono piwo w czasach świetności Starożytnego Egiptu. Dzięki pozostałościom osadu po dawnym piwie naukowcom udało się wyodrębnić składniki, których używano w recepturze sprzed ponad 3 tysięcy lat. Dzięki współpracy ze szkockim piwowarem, Jimem Merringtonem, udało się wyprodukować 1000 butelek królewskiego piwa. Warto zaznaczyć, że pierwsza butelka sprzedana została za 7686 dolarów. Następnie cena spadła do 75 dolarów. Niestety po kilku latach browar ogłosił upadłość. Brewdog’s Sink the Bismarck – 80 dolarów Brewdog’s Sink the Bismarck to jedno z najbardziej oryginalnych piw w naszym zestawieniu. Co jest w nim takiego wyjątkowego? Otóż zawartość alkoholu w nim wynosi aż 41%! Trunek ten nazwany został na cześć najsłynniejszego niemieckiego pancernika, a powstał w ramach nieoficjalnego wyścigu o najmocniejsze piwo na świecie. Browar ten posiada cztery razy więcej chmielu niż standardowe piwo, a przy tym tworzony jest przez specjalny proces destylacji na zimno. Jedna mała butelka 330 ml kosztuje 80 dolarów. Z pewnością powiedzenie „wyjście na tylko jedno piwo” nabiera zupełnie nowego znaczenia! Crown Ambassador Reserve Lager – 90 dolarów Crown Ambassador Reserve Lager to piwo, do którego ważenia wykorzystywane są ręcznie zrywane szyszki chmielu i które dodatkowo przez rok leżakuje w dębowych beczkach. Browar ten ląduje w butelkach, które wyglądają niczym od szampana lub ekskluzywnego wina. Każda butelka ponadto podawana jest w specjalnym pudełku i aksamitnym pokrowcu. Zawartość alkoholu wynosi około 10 procent. Butelka 750 ml sprzedawana jest za 90 dolarów, choć niektóre wersje osiągnęły cenę nawet 800 dolarów. Sapporo Space Barley – 110 dolarów Piwo z Kosmosu! Jest to kolejne oryginalne piwo, które zawiera w sobie kosmiczne składniki. Mowa tutaj o jęczmieniu, który specjalnie został wyhodowany na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Po powrocie na Ziemię został on wykorzystany do produkcji piwa przez japoński browar. Dzięki temu można w pewnym sensie napić się cząstki kosmosu. Trunek ten sprzedawany był za 110 dolarów za sześciopak. Samuel Adams Utopias – 150 dolarów Jest to oficjalnie najdroższe piwo pochodzące ze Stanów Zjednoczonych. Trunek ten wydawany jest co dwa lata. Tworzony jest czterech rodzajów chmielu, a przy tym przez długi czas leżakuje w wiśniowych beczkach, po koniaku, bourbonie i szkockiej. Ponadto do każdego piwa dodawana jest odrobina syropu klonowego. Piwo wyróżnia się także zawartością alkoholu, która wynosi 27%. Stylowa jest w tym wypadku również butelka, która wykonana jest z niklu. Schorschbräu Schorschbock 57 – 275 dolarów Schorschbräu Schorschbock 57 to jedno z najmocniejszych piw na świecie. Zawartość alkoholu w jednej butelce wynosi aż 57,5%! Podobnie jak w przypadku Sink The Bismarck i tutaj wykorzystano metodę mrożenia podczas destylacji. Z nieoficjalnych informacji wiadomo, że powstało jedynie 36 butelek, a każda kosztuje 275 dolarów. Osoby, które skosztowały tego trunku, twierdzą, że charakteryzuje się on posmakiem orzechów i rodzynek. Carlsberg Jacobsen Vintage No. 1 – 400 dolarów Carlsberga kojarzą praktycznie wszyscy. Mało kto jednak wie, że wypuszcza on na rynek także specjalne edycje limitowane. Jedną z nich jest Jacobsen Vintage No. 1. Jest to piwo, do którego produkcji wykorzystuje się najlepsze odmiany chmielu oraz karmelu. Trunek ten przez sześć miesięcy leżakuje w dębowych beczkach. Pierwsza edycja liczyła sobie zaledwie 600 butelek. Według smakoszy wyczuwane są w nim nuty wanilii i kakao. Piwo to jest sprzedawane wyłącznie w ekskluzywnych restauracjach w Kopenhadze, a każdego roku tworzonych jest tylko 600 butelek. Dzięki specjalnemu przepisowi jest to trunek, który w przeciwieństwie do klasycznego piwa może wiele lat czekać na otwarcie. BrewDog End of History – 765 dolarów Jest to kolejne na liście piwo z gatunku najmocniejszych. Zawartość alkoholu w tym przypadku wynosi 55%. Oprócz wysokiego miejsca w takiej klasyfikacji jest ono także jednym z najdroższych. Jedna butelka kosztuje ponad 700 dolarów! Jest to jasne belgijskie ale, które mieszane jest z pokrzywami i owocami jałowca z górzystego regionu północnej Szkocji. Na cenę wpływa fakt, iż wyprodukowano zaledwie 12 butelek tego piwa, a każda z nich ozdobiona jest wypreparowanym zwierzęciem. Powstało 7 z łasic, 4 z wiewiórek i jedna z zająca. Obrońców zwierząt uspokajamy – są to ofiary wypadków drogowych. Nail Brewing’s Antarctic Nail Ale – 800 dolarów Jest to najdroższe piwo na świecie, które powstało specjalnie z myślą o zwierzętach. Członkowie Sea Shepherd Society specjalnie wylądowali helikopterem na jednej z gór lodowych na Antarktydzie. Zabrali z niej trochę śniegu, a następnie przetransportowali wodę do Perth w celu uwarzenia na niej piwa. Stworzono jedynie 30 butelek tego piwa. Pierwsza z nich sprzedana została na aukcji za 800 dolarów! Cały dochód ze sprzedaży trafił do Sea Shepherd Conservation Society – organizacji, która działa na rzecz ochrony środowiska morskiego. Źródło: luxlife.pl
-
Jak smakuje wino sprzed ponad 1650 lat? Podobno z winem jest tak, że im starsze, tym lepsze. Choć w tym powiedzeniu jest wiele prawdy, to zdaje się jednak, że i tu są pewne granice. Bo jak smakować może wino liczące prawie 17 stuleci? Wiekowa butelka została odnaleziona podczas wykopalisk w rzymskim grobowcu w Spirze, jednym z najstarszych miast niemieckich, w roku 1867 i była analizowana już podczas pierwszej wojny światowej. Od ponad wieku jest eksponatem w Muzeum Historii Palatynatu i przyciąga uwagę historyków. Okrzyknięta została najstarszą butelką wina na świecie, a nazywana jest po prostu "butelką wina ze Spiru". Już od kilku lat historycy w Niemczech zadawali sobie pytanie czy otworzyć butelkę, czy nie. Uważa się, że wino wyprodukowane zostało nieopodal Spiry. Badacze są zdania, że trunek powstał i został zabutelkowany około 350 roku naszej ery. Szyjka butelki jest starannie zawoskowana i podobno wino z punktu widzenia mikrobiologicznego nie powinno być zepsute, ale prawdopodobnie nie dostarczy podniebieniu rozkoszy. Od kilku lat naukowcy starają się o pozwolenie na otwarcie butelki. Wszyscy zastanawiają się, jak może smakować znajdujący się tam trunek. Ocenia się, że wino jest już pozbawione alkoholu. Prawdopodobnie stworzone zostało z dodatkiem ziół - zgodnie z popularnymi ówcześnie recepturami. Niestety, z obawy o to, że po otwarciu butelki tlen może nieodwracalnie uszkodzić i butelkę wewnątrz, i całą zawartość, prawdopodobnie jeszcze długo nie dowiemy się, jak mogło smakować. Źródło: radiozet.pl
-
Mike Tyson uczestniczył w festiwalu marihuany, gdzie został sfilmowany z gigantycznym jointem. Kiedyś uważano go za najbardziej niebezpiecznego człowieka na świecie. Dzielił i rządził w wadze ciężkiej, został jej najmłodszym mistrzem w historii. Jego porażka z Jamesem "Busterem" Douglasem była jedną z największych sensacji w historii. Dyskwalifikacja za odgryzienie kawałka ucha Evanderowi Holyfieldowi - jednym z największych skandali. Gdyby nie problemy osobiste, Mike Tyson mógł przebić takie legendy jak Muhammad Ali czy Joe Louis. Karierę ringową skończył w 2005 roku, po zawieszeniu rękawic na kołku wciąż wzbudzał kontrowersje. Długi, przemoc, bankructwo, ale też epizody aktorskie - "Żelazny Mike" do dziś jest dla tabloidów wdzięcznym tematem. Po niedawnej wizycie na festiwalu marihuany znów zrobiło się o nim głośno. 52-letni dziś Tyson został nagrany gdy palił gigantycznego, kilkudziesięciocentymetrowego jointa. Były pięściarz wielokrotnie przyznawał, że wierzy w medyczne właściwości marihuany, którą pali zresztą od wczesnej młodości. Po tym, jak Kalifornia zalegalizowała substancję, otworzył w Dolinie Śmierci 40-akrowe ranczo, w którym uprawia konopie.
-
Automaty czyli szybkie odmiany gotowe od kiełka do plonu w ok. 3 miesiące. Nadają się zarówno na indoor jak i na outdoor. Jeśli znasz jakieś dobre automaty które mógłbyś polecić, to możesz podzielić się nimi w komentarzu.
-
Z pewnością część doświadczonych rolników którzy uprawiają roślinki pod lampami mają swoje sprawdzone odmiany, możesz się podzielić informacją o danej odmianie, którą polecił byś do uprawy indoor
-
Chyba jedne z najpopularniejszych odmian ostatnich lat na outdoor, są to takie odmiany jak, Durban Poison, Maroc, Passion#1, Easy Sativa, Purple Maroc, Maroc, Frisian Dew, Shaman itp, możecie dopisywać swoich faworytów
-
Minister Zdrowia nie zgadza się na legalizację marihuany. Z argumentacją odlatuje wysoko Rok wyborczy to specyficzny okres, w którym jak bumerang powracają takie tematy jak aborcja, finansowanie kościoła, obniżka podatków i legalizacja miękkich narkotyków. Tę ostatnią kwestię poruszył Łukasz Szumowski, pełniący funkcję Ministra Zdrowia. Zacznijmy od pierwszego cytatu pana Ministra, który padł na antenie radia RMF FM: Dane medyczne pokazują niestety, że marihuana jest używką, która po pierwsze prowadzi do uzależnień, a po drugie zwiększa użycie pozostałych narkotyków. I to są raporty rządów, a nie NGO-sów przeciwnych – Łukasz Szumowski Niestety Minister nie sprecyzował o raporty jakich rządów chodzi, więc zacząłem szukać ich na własną rękę. Znalazłem jeden, który mniej więcej pasuje do opisu. Chodzi o kompleksowy raport przygotowany przez amerykańską Narodową Akademię Nauk, Inżynierii i Medycyny. Jego autorzy przeanalizowali ponad 10 tys. badań naukowych na temat szkodliwości marihuany, opublikowanych na przestrzeni lat 1999 – 2018. Dysponując tak obszernym materiałem źródłowym sformułowali oni 100 wniosków końcowych na temat tej używki. I rzeczywiście, jeden z nich mówi o tym, że marihuana może prowadzić do zażywania innych narkotyków, będąc tzw. gateway drug. Wniosek ten dość często pojawia się w starszych publikacjach na temat szkodliwości konopii, jak dotąd jednak nikomu nie udało się znaleźć żadnego twardego dowodu, który by go potwierdził. Nie jest to bynajmniej moje widzimisię – tak samo twierdzi chociażby amerykańska agencja rządowa CDC, której eksperci uważają, że ten temat wymaga dalszych badań. Obecne niczego takiego nie udowodniły. Do podobnych, chociaż jeszcze bardziej korzystnych dla marihuany wniosków doszło też wielu ekspertów zajmujących się leczeniem uzależnień. Ich zdaniem pewien procent ludzkiej populacji przejawia naturalne skłonności do nadużywania substancji psychoaktywnych takich jak alkohol, czy narkotyki. Biorąc pod uwagę fakt, że trawka jest stosunkowo łatwo dostępną substancją, osoby te bardzo często mają z nią styczność, zanim przerzucą się na twardsze używki. Czas teoretyzowania na temat szkodliwości marihuany powoli dobiega końca. Do niedawna oczywiście powyższe teorie były mocno dyskusyjne. Teraz jednak w dyskusji na temat tego, czy marihuana jest bramą do uzależnienia się od twardszych narkotyków można posiłkować się danymi statystycznymi ze Stanów Zjednoczonych, w których została ona całkowicie zalegalizowana. I tutaj robi się ciekawie. Z badań opublikowanych w JAMA Internal Medicine wynika, że w stanach, w których trawkę można kupić sobie legalnie w sklepie liczba zgonów spowodowanych przedawkowaniem opiatów spadła. Średnio o 25 proc. Jest to o tyle ironiczne, że większość tych zgonów powodowana jest przedawkowaniem leków przeciwbólowych produkowanych legalnie przez koncerny farmaceutyczne. Skala ich użycia w Stanach Zjednoczonych jest tak ogromna, że amerykańskie media od jakiegoś czasu nazywają to zjawisko kryzysem opioidowym. I żeby nie było, wcale nie twierdzę, że marihuana nie działa uzależniająco. Działa. Z badań Światowej Organizacji Zdrowia wynika, że ok. 9 proc. dorosłych użytkowników marihuany jest narażonych na uzależnienie się od tej substancji. Jest to w końcu używka rekreacyjna, zażywana dla przyjemności, która wchodzi w interakcję z naszym ośrodkiem nagrody w mózgu. Tak samo działa chociażby alkohol, którego ok. 15 proc. użytkowników pasuje do tzw. profilu uzależnionych. W przypadku nikotyny wskaźnik ten wynosi 32 proc. Pełny obraz sytuacji nie wygląda już tak strasznie, jak przedstawił go Minister Zdrowia. W dalszej części wywiadu dla RMF FM, Łukasz Szumowski dodaje: Mam nadzieję, że marihuana w Polsce nie będzie zalegalizowana, bo przykłady krajów, gdzie została zalegalizowana, wyraźnie pokazują, że problem z uzależnieniami rośnie. No tutaj, gdybym chciał być złośliwy, napisałbym, że ta wypowiedź to typowe palenie głupa. W żadnym kraju, w którym zalegalizowano marihuanę nie doszło bowiem do zwiększenia się liczby osób od niej uzależnionych. W Portugalii, która w 2000 r. miała największy odsetek osób uzależnionych od narkotyków (głównie od opiatów) ich liczba spadła niedługo po… ich dekryminalizacji. Aha, żeby było jeszcze śmieszniej, CBD, czyli jeden ze związków zawartych w trawce może pomagać w leczeniu uzależnienia od alkoholu i tzw. twardych narkotyków. Jeśli pan Minister dysponuje danymi, które twierdzą coś innego, chciałbym się z nimi zapoznać. Przy okazji chciałbym przypomnieć, że według badań Europejskiego Centrum Monitorowania Narkotyków i Narkomanii (EMCDDA) aż 83 mln Europejczyków miało styczność z tą używką. Gdyby jej demonizowanie przez Łukasza Szumowskiego było prawdą, Europa miałaby nie lada kłopot z tym narkotykiem. Tymczasem kolejne kraje decydują się na liberalizację prawa związanego z tą używką. Coś tu się chyba nie zgadza. Legalizacja marihuany jest zresztą tylko i wyłącznie kwestią czasu Bezpowrotnie bowiem minęły czasy, w których można było czarować społeczeństwo hasłami w stylu „gdy czarnoskóry mężczyzna zapali skręta, staje się on na tyle bezczelny, że patrzy w oczy białemu człowiekowi”. Nie, nie jestem rasistą. Cytuję (co prawda z pamięci, więc wybaczcie nieścisłości) film propagandowy, który w 1936 r. powstał w Stanach Zjednoczonych dzięki rządowemu finansowaniu. W ostatnich latach narracja ta odwróciła się o 180 stopni. Coraz więcej stanów decyduje się na pełną legalizację marihuany i – patrząc na wzrost wpływów z podatków – bardzo dobrze na tym wychodzi. Możecie nie zdawać sobie z tego sprawy, ale przemysł związany z trawką w Stanach i w Kanadzie (z której importujemy już jej medyczne odmiany) jest jedną z najszybciej rozwijających się gałęzi tamtejszych gospodarek. To oznacza, że konopnych przedsiębiorców stać już na wynajęcie bardzo zaradnych lobbystów, którzy prędzej, czy później zaczną starać się o nowe rynki zbytu. W tym o Europę. Światowa Organizacja Zdrowia opublikowała zresztą w tym tygodniu rekomendację, w której sugeruje zmianę klasyfikacji marihuany. WHO chce wykreślić rośliny konopii indyjskich i pozyskiwaną z nich żywicę z najbardziej restrykcyjnej grupy IV zawartej w Jednolitej Konwencji o Środkach Odurzających. W tej samej grupie jest m.in. heroina. ONZ zajmie się tą sprawą jeszcze w tym roku. Prawdopodobnie w marcu, podczas obrad Komisji ONZ ds. narkotyków. Piszę prawdopodobnie, ponieważ głosowanie w tej sprawie miało odbyć się w grudniu zeszłego roku. Z nieznanych przyczyn zostało jednak odwołane. Unia Europejska nie będzie się zresztą jakoś strasznie opierać przed wizją legalizacji. Z tego co mówi najlepiej poinformowany w tym temacie polski poseł – Piotr „Liroy” Marzec, w unijnych kuluarach mówi się o perspektywie legalizacji w ciągu najbliższych 10 lat. Polska ma doskonałe warunki i zaplecze, jeśli chodzi o hodowlę tej rośliny, więc trzymam kciuki, żebyśmy nie obudzili się z ręką w nocniku i zamiast dać się zdominować przez zagranicznych producentów trawki, sami powalczyli o zagraniczny rynek. Samą używką nie ma się zresztą co ekscytować. Poziom wiedzy na jej temat w naszym społeczeństwie wciąż rośnie, przez co przestaje być ona jakimś ekscytującym, zakazanym owocem. No ale rok wyborczy rządzi się swoimi prawami. Źródło: spidersweb.pl
-
Nowe Volvo pojadą maksymalnie 180 km/h. Nawet na autostradzie. Powód? Oczywiście bezpieczeństwo W motoryzacji słowa "Volvo" i "bezpieczeństwo" niemal zawsze idą ze sobą w parze. Szwedzka marka od dawna jest jednym z liderów pod tym względem. Volvo ma kolejny pomysł na poprawę bezpieczeństwa - ograniczy prędkość maksymalną swoich aut. Volvo już jakiś czas temu zapowiedziało odważnie, że od 2020 roku nikt nie zginie na pokładzie samochodów tej marki. Szwedzi, którzy od dawna uchodzą w branży za liderów pod względem bezpieczeństwa, nie przestają inwestować ogromnych pieniędzy w rozwój nowoczesnych systemów. Volvo ma skąd brać dolary na dopracowywanie swoich technologii - należy do chińskiego giganta Geely. Prędkość maksymalna nowych Volvo - 180 km/h Teraz dowiedzieliśmy się od samego szefa Volvo, Hakana Samuelssona, że nowe samochody szwedzkiego producenta od 2020 roku będą sprzedawane z blokadą prędkości maksymalnej. Znamy to dobrze z wielu sportowych modeli, zwłaszcza tych niemieckich. Elektroniczny kaganiec nakładany jest na samochód zwykle przy 250 km/h, a żeby auto pojechało więcej trzeba wykupić specjalny pakiet. Volvo zamierza pójść krok dalej i ograniczyć prędkość maksymalną swoich modeli do 180 km/h. "Nie ma powodu, żeby nowymi Volvo można było jechać więcej niż 180 km/h. Jeżeli spojrzysz na niemieckie autostrady, to powodem dużej części wypadków jest właśnie nadmierna prędkość" - powiedział Hakan Samuelsson w rozmowie z serwisem Bloomberg, później zwrócił uwagę, że 180 km/h to właśnie granica zdrowego rozsądku. Źródło: moto.pl
-
Napisz co bardziej preferujesz do gier PC czy konsole, i dlaczego taki wybór ?
-
Marihuana, traktowana przez niektórych jak niebezpieczny narkotyk, przez innych jest uważana za zbawienne lekarstwo pomocne w leczeniu stwardnienia rozsianego, jaskry, raka czy AIDS. O lecznicze właściwości marihuany spierają się naukowcy na całym świecie. Bo, wbrew pozorom, najwięcej kontrowersji budzą nie silnie uzależniające opiaty, używane do łagodzenia ostrych bólów, ale właśnie marihuana. Od wieków marihuana była specyfikiem używanym w medycynieludowej. Współcześnie wiele badań potwierdza lecznicze właściwości marihuany: w łagodzeniu objawów jaskry, bólów związanych ze stwardnieniem rozsianym, znoszeniu złego samopoczucia podczas chemioterapii nowotworów i pobudzaniu apetytu u chorych na AIDS. Jednocześnie zawarte w marihuanie kannabinoidy mają też szereg działań szkodliwych - Marihuana i jej wpływ na zdrowie. Jak THC wpływa na mózg? W przypadku innego specyfiku uznano by je zapewne za działania niepożądane, lecz dyskusja o leczniczych właściwościach trawki ma swój kontekst ideologiczny. Stwardnienie rozsiane bez bólu dzięki marihuanie - Myślę, że jointa do poduszki wypala co dziesiąty chory na SM - mówi Paweł, trzydziestolatek chory na stwardnienie rozsiane. - Paliło by więcej, gdyby wiedzieli jak to pomaga i gdyby mieli legalny dostęp do ziela. Stwardnienie rozsiane prowadzi do stopniowego ograniczenia sprawności ruchowej. Chorobie towarzyszą też specyficzne bóle, które trudno złagodzić za pomocą konwencjonalnych środków. Do tego dochodzi spastyczność mięśni. - Trawka łagodzi te objawy. Dzięki niej mogę spokojnie przespać noc - tłumaczy Paweł. Sam hoduje roślinki, bo towar kupiony od dealera może być zanieczyszczony i zamiast pomóc, zaszkodzi. Rodzice początkowo buntowali się, bali się, że się uzależni. – Na szczęście mam fajną lekarkę, która, oczywiście nieoficjalnie, poradziła im, by przymknęli oko - mówi. Warto wiedzieć Konopie jako ziele lecznicze stosowane było już w drugim tysiącleciu przed naszą erą na terenach Indii i Chin. W chińskim ziołolecznictwie kwiaty stosowano do leczenia owrzodzeń, ran, poparzeń i wrzodów. Nasiona w formie pasty były stosowane przeciwzapalnie, jako lek przeczyszczający i odrobaczający. Olej tłoczony z nasion używano jako odżywkę do włosów, a żywiczny wyciąg na bazie alkoholu był stosowany jako środek przeciwbólowy, redukujący poziom lęku, poprawiający apetyt, stosowany przy migrenie, bezsenności i przypadłościach neurologicznych. W 1839 r. W. B. O'Shaughnessy zastosował jako pierwszy z powodzeniem cannabis jako środek znieczulający przy bólach reumatycznych, kolce jelitowej u dzieci i bólach tężcowych. Również angielska królowa Wiktoria stosowała konopie dla złagodzenia bólów menstruacyjnych. Na początku XX wieku znanych było co najmniej sto środków leczniczych, w których Cannabis stanowił istotny, jeśli nie jedyny składnik. Lekarstwa te były przepisywane na kilkadziesiąt różnych schorzeń. Marihuana stałą się popularna wśród chorych na SM już w połowie lat 90. – Wielu z nich spotykało się z oskarżeniami o nielegalne posiadanie narkotyków. Sądy na ogół uniewinniały ich lub zawieszały wyroki, ale ja stwierdziłem, że to nienaturalna sytuacja. Postanowiłem stworzyć lek na bazie konopii indyjskich, który będzie dopuszczony do legalnego obrotu – opowiada dr Geoffrey Guy, współzałożyciel Firma GW Pharmaceutical. Tak powstał Sativex. Trwające wiele lat badania, mające potwierdzić terapeutyczne właściwości marihuany w przypadku SM, pochłonęły miliony dolarów. Na razie lek został dopuszczony do sprzedaży w Kanadzie i w ograniczonym zakresie w Wielkiej Brytanii i Hiszpanii (w kilku krajach dostępny jest też inny syntetyczny lek na bazie marihuany – Marinol). Trwają testy mające przebadać jego skuteczność w znoszeniu niepożądanych skutków chemioterapii. Joint na onkologii - marihuana w terapii nowotworów W popularnym serialu amerykańskim "Murphy Brown" główna bohaterka pali skręta, by złagodzić mdłości podczas chemioterapii. Doświadczenia przeprowadzone w Sidney Farber Cancer Center w Bostonie przez dr. Stephena E. Sannna i opisane na łamach "New England Journal of Medicine" wykazały, że podawanie marihuany spowodowało co najmniej o 50 proc. zmniejszenie odruchów wymiotnych i nudności u pacjentów poddawanych chemioterapii. U 23 proc. chorych objawy ustąpiły całkowicie. Inne badania wykazały, że w przypadku chorych na raka najskuteczniejsze jest podawanie wziewne, czyli w formie papierosa (jointa). Jak sądzą niektórzy badacze, marihuana w tej postaci może zawierać pewne nie rozpoznane jeszcze substancje, które wspomagają działalność THC. W społeczeństwie amerykańskim wiedza o leczniczych właściwościach marihuany jest dość rozpowszechniona, ale regulacje prawne idą w odwrotnym kierunku. Choć kilka stanów dopuściło legalne zażywanie marihuany, to ostatnio Sąd Najwyższy USA postanowił, ze nie wolno robić wyjątków. Zakaz ten objął także chorych na jaskrę u których palenie marihuany – zdaniem wielu lekarzy - obniża podwyższone ciśnienie w gałce ocznej, które jest szkodliwe dla nerwów wzrokowych W 1976 r. Bob Randan jako pierwszy w Stanach Zjednoczonych wywalczył sobie prawo do legalnego zażywania marihuany. Mężczyzna nie widział na jedno oko i tracił wzrok w drugim. Twierdził, ze dotychczas przyjmowane leki nie skutkują i pozostała mu tylko marihuana, która pół godziny po wypaleniu skręta znosi uczucie bólu, obniża ciśnienia w gałce ocznej i poprawia ostrość widzenia. Biegli po przeprowadzeniu specjalnych badań potwierdzili wersję Randala. Powołując się na ten przypadek amerykańska Food and Drug Administration przez wiele lat zezwalała okulistom na przepisywanie „ziela” pacjentom z jaskrą, u których inne kuracje zawiodły. Marihuana na glejaka, miażdżycę, padaczkę, cukrzycę Mimo nie sprzyjającej atmosfery prawnej w wielu ośrodkach na świecie trwają badania nad medycznym zastosowaniem konopii indyjskich. Według najnowszych badań, opublikowanych w Cancer Research, kannabinoidy mogą pomóc w leczeniu glejaka wielopostaciowego, który jest uważany za jedną z najbardziej śmiertelnych form guza mózgu. Wstrzyknięte do guza aktywne składniki marihuany hamowały proces angiogenezy (wytwarzania naczyń krwionośnych), przez co doprowadzały do zagłodzenia guza. Na łamach tygodnika "Nature" ukazał się ciekawy artykuł dowodzący, że THC obniża ryzyko rozwoju miażdżycy. Nie potwierdzone jeszcze badania mówią o terapeutycznym działaniu w kilku odmianach epilepsji. Naukowcy z Uniwersytetu Południowej Florydy w USA odkryli, że THC radzi sobie także z wirusami odpowiedzialnymi za rozwój groźnych nowotworów. Z kolei "American Journal of Pathology" donosi, że marihuana obniżając poziom glukozy we krwi może hamować m.in. rozwój retinopatii cukrzycowej, groźnego powikłania cukrzycy, które ostatecznie prowadzi do ślepoty. Wskutek obniżenia poziomu cukru we krwi po zażyciu konopi zwykle następuje pobudzenie apetytu. Mechanizm ten wykorzystano w eksperymentalnym programie leczenia kannabinoidami osób chorych na AIDS, cierpiących na tzw. syndrom krytycznej utraty wagi. Dzięki zastosowaniu kannabionoidów chorzy odzyskiwali apetyt i następował przyrost wagi nawet do 20 kg. Jednocześnie zwiększała się długość życia. Źródło: www.poradnikzdrowie.pl
-
Czy da się zbudować całoroczny dom z konopi? Ostatnio zrobiło się głośno o ekologicznym betonie konopnym, tzw. hempcrete. Jakie ma właściwości ten materiał? Idea zrównoważonego budownictwa, czyli takiego, które ogranicza negatywny wpływ budynków na środowisko naturalne, zyskuje ostatnio na popularności. Budowanie w sposób ekologiczny staje się powszechne nie tylko wśród deweloperów powierzchni biurowych, którzy ubiegają się o światowe certyfikaty typu LEED czy BREEAM, lecz także pośród osób prywatnych, myślących o budowie domu całorocznego lub rekreacyjnego. Ciekawą dziedziną budownictwa naturalnego jest technologia hempcrete, czyli wykorzystanie betonu konopnego. Całoroczny budynek mieszkalny (woj. kujawsko-pomorskie) o konstrukcji szkieletowej wypełnionej kompozytem wapienno-konopnym - wykonawca firma Budynki z konopi (fot. Budynki z konopi) Czym jest beton konopny? Beton konopny (ang. hempcrete, od słów „hemp” – czyli konopie oraz „concrete” – czyli beton) to materiał, który ma szansę zrewolucjonizować światowe budownictwo naturalne, ponieważ silnie wpisuje się w trend odnawialnych zasobów. Charakteryzuje się ujemnym śladem węglowym, bo podczas wzrostu konopie pochłaniają więcej dwutlenku węgla niż zużywa się go później do zrobienia z nich materiałów budowlanych. Beton konopny wykazuje wysokie zdolności izolowania termicznego, akumulacji ciepła, paroprzepuszczalności, jest niepalny, a po wyburzeniu budynku może być wykorzystany jako nawóz. Budownictwo z konopi opiera się głównie na wykorzystaniu paździerzy konopnych produkowanych ze słomy konopnej (tzw. konopie przemysłowe). Beton konopny jest produkowany przez mieszanie na mokro konopnych paździerzy (czyli pociętych kawałków zdrewniałych części łodyg) ze spoiwem na bazie wapna. Paździerze konopne to kruszywo naturalne, organiczne, wykorzystywane w połączeniu ze spoiwem wapiennym - dla porównania w betonie zwykłym używane jest spoiwo cementowe i kruszywo mineralne (żwir). Hempcrete, mimo że nie ma funkcji nośnej, stanowi świetne wypełnienie ściany jako naturalny materiał izolacyjny o średniej gęstości. Nazywany jest „betonem”, dlatego że jest połączeniem wypełniacza ze spoiwem, oraz ze względu na stopniowe twardnienie - wapno jest coraz twardsze pod wpływem procesu karbonatyzacji, więc z roku na rok konstrukcja jest wytrzymalsza, a wapno przeobraża się powoli w skałę wapienną Beton konopny wykorzystuje się najczęściej jako wypełnienie przegród o drewnianej konstrukcji szkieletowej. Budynek mieszkalny (woj. łódzkie) - konstrukcja drewniana - wykonawca firma Budynki z konopi (fot. Budynki z konopi) Jakie są właściwości betonu konopnego jako budulca? Beton z konopi jest dobrym izolatorem termicznym, jest niepalny i odporny na rozwój grzybów i pleśni, a w razie potrzeby, np. po rozbiórce podlega 100% rozkładowi. Ma właściwości izolacji akustycznej oraz niesamowitą pojemność cieplną. Jest materiałem zawierającym celulozę - jego zdolność akumulacji ciepła jest zdecydowanie większa niż w materiałach mineralnych takich jak wełna mineralna. Zapewnia stateczność cieplną - mamy ciepłe ściany od wewnątrz, a straty ciepła są ograniczone, bo ciepło wolniej przenika przez ściany, a my oszczędzamy na kosztach energii. Współczynnik przewodności cieplnej λ betonu konopnego powinien zmieścić się w przedziale 0,07-0,09 W/(m∙K). Dlatego projektując ścianę z tego materiału o grubości 35-40 cm, możliwe jest spełnienie wymagań cieplnych obowiązujących od 1 stycznia 2017 roku (U ≤ 0,23 W/m²K), bez stosowania dodatkowej izolacji termicznej. Co ważne, w technologii hempcrete brak jest mostków termicznych - konstrukcja jest szczelna termicznie, ponieważ materiał wypełniający szkielet konstrukcyjny jest jednocześnie dobrym materiałem izolacyjnym zarówno do izolacji dachów, jak i ścian oraz podłóg. Beton konopny daje też możliwość łatwego wykonywania renowacji starych budynków, a zwłaszcza muru pruskiego. Jak pisze Albert Hebda na portalu medyczna marihuana: „hempcrete pozwala budować zdrowe budynki dzięki swojej zdolności do absorbowania i odprowadzania wilgoci z powietrza wewnątrz (higroskopowo). To pomaga pasywnie regulować wilgotność i zapobiega kondensacji, które mogą prowadzić do gromadzenia się toksyn i wzrostu czarnej pleśni. Hempcrete i jego wykończenia są „oddychające” (przepuszczające parę wodną), co przedłuża ich trwałość i maksymalizuje termiczną wydajność budynku.” Beton konopny charakteryzuje się wysokim stopniem zasadowości - zapewnia więc ochronę paździerzy konopnych przed rozwojem korozji biologicznej, przed grzybami i owadami. Jak wygląda konstrukcja domu z betonu konopnego? Beton konopny używany jest zazwyczaj w połączeniu z konstrukcją drewnianą. Stanowi on wypełnienie przegród – pełni funkcję termoizolacji oraz usztywnienia. Hempcrete to stosunkowo lekki materiał - typowa gęstość dla ścian to ok. 350 kg/m3 co jest porównywalne z lekkimi odmianami gazobetonu. Nadaje się do zrobienia izolacji termicznej dachu, jak i ściany i podłogi, przy czym należy modyfikować proporcje użytych konopnych paździerzy do wapiennego spoiwa, co wpływa na wytrzymałość i właściwości termiczne. Praca z betonem konopnym, a właściwie z kompozytem wapienno-konopnym, wiąże się z podwyższonym ryzykiem ze względu na obecność wapna, które jest spoiwem wysoce zasadowym, a do tego pyli się - należy więc zabezpieczyć drogi oddechowe oraz uważać na skórę i dłonie. Dlatego też nakazana jest praca w rękawiczkach - wapno jest bardzo żrące, co sprawia, że skóra może ulec poparzeniu.
-
-
Z albumu: Rośliny outdoor
-
Chocolope od DNA Genetics Świetne palenie Nie gryzie, w smaku słodkawe bardzo specyficzne. Fazka świetna - przyjemna sativa, mocno euforyczna, bardzo kreatywna i energiczna. Nie zanotowalem paranoii ? Relacja Johna z leafly.com
-
Jaką wybrać odmianę ? Wiele osób zastanawia się jaką wybrać odmianę, uzależnione jest to od kilku czynników. Jednym z najważniejszych jest to czego oczekujemy, odmiany zaliczają się do indica, sativa i różnorodne połączenia sativa/indica w różnych proporcjach. Odmiany typu indica polecane są dla tych którzy lubią mocne upalenie, typowy kanapowiec, natomiast sativy są dla tych którzy są kreatywni, dodają energi, chęci do działania, natomiast hybrydy czyli połączenie sativa/indica mogą wywoływać całe spektrum doznań, tu wybór jest każdego indywidualny, jedni lubią to drudzy tamto, tak naprawdę sam musisz znaleźć swoją ulubioną odmianę. Druga ważna sprawa to gdzie chcesz uprawiać konopie. Jeśli na dworze to zalecane są typowe odmiany outdoorowe, jeśli pod lampami to celujemy w jakieś odmianki indoor, można też wybrać popularne automaty, nadają się zarówno na indoor jak i na outdoor. Jeśli chcemy szybko mieć palenie na outdoorze to automaty są dobrym wyborem, oczywiście można do tego posadzić typowe pełnosezonowe odmiany outdoor, zanim zakwitną pełnosezonówki można zebrać plon z automatów.
-
OPIS DEVIL FRUIT OD MEDICAL SEEDS Devil Fruit to w 70% Indica łącząca w sobie Geny Shiskaberry x Great White Shark. Rośliny nie rosną zbyt ogromne. Działanie jest głównie indika z lekkim wpływem sativy. Bardzo przyjemnie rozluźnia i daje poczucie odprężenia. Smak topów to najważniejsza cecha tej odmiany. są wyjątkowo słodkie. Rośliny potrzebują 65 dni kwitnienia.
-
OPIS TRIANGLE KUSH AUTO OD MEPHISTO GENETICS Latem 2013 r. Poświęciliśmy swoje główne obszary uprawy, aby znaleźć najlepsze OG Kush do pracy w formie automatycznej. Dotyczyło to różnych sadzonek bezpośrednio z linii nasion, S1 i IBL. Ogółem mieliśmy ponad 50 szczepów, aby wyhodować i ocenić przez kilka miesięcy. Triangle Kush wykazywał solidne, śmierdzące słodkie topy, niezwykle mocno uderzające efekty i teraz jest zamknięte w ich umysłach jako wariant OG / Kush, który porównują innych. Krzyż został wykonany i w ciągu najbliższych 19 miesięcy Mefisto Genetics rozwinął linię w fantastyczną automatyczną różnorodność doskonałej jakości. Auto Triangle Kush to średnio duża odmiana, średnia wysokość wynosi 90cm, topy są wysokiej jakości, średnio twarde.