Rozchorowałem się na Krztusiec dokładnie miesiąc temu. Kaszel taki, że człowiek się dusi, więc o paleniu nie było mowy. A paliłem od 5 lat. Obecnie mija miesiąc jak nie palę i to jest po prostu katorga dla umysłu. Derealizacja, stany lękowe, depresja, brak motywacji żeby robić rzeczy, które się uwielbiało. Zastanawiam się czy nie iść na jakąś terapię, bo tak mi jaranie zryło beret, tak mocny mam deficyt dopaminowy, że ciężko to przetrwać. Polecacie coś na uspokojenie?